Karoq to jeden z kilku SUV-ów oferowanych przez Skodę, ale wydaje się najbardziej sensowny.

Po pierwsze dlatego, że zapewnia optymalne rozmiary. Jest na tyle kompaktowy z zewnątrz, że łatwo jeździ się nim po mieście. Doceniam świetną zwrotność i niezłą widoczność. Ten wóz jest może nawet nieco krótszy niż część aktualnych kompaktów. Auto mierzy bowiem niecałe 4,4 metra długości. Po drugie, dlatego, że w parze z wymiarami, które pozwalają wygodnie poruszać się w zatłoczonej metropolii, idzie przestronne wnętrze.

Podoba mi się, że ten wóz, choć stylistycznie udaje terenówkę, ma wiele cech minivana. Przemyślane rozwiązania, czyli sporo schowków. Obszerne w drzwiach, przed pasażerem, w tunelu środkowym, a także w górnej części kokpitu. Deska rozdzielcza ma zresztą sporo pokręteł i fizycznych przycisków, co spodoba się tradycjonalistom. W tylnej części niby kanapa, ale to jednak trzy niezależne fotele. Te skrajne, można przesuwać wzdłużnie, a w każdym, również tym środkowym, da się zmieniać kąt pochylenia oparcia. Brakuje jedynie składanych stolików w oparciach przednich foteli. Jest za to szklany dach, który doskonale rozświetla wnętrze.

Bagażnik, jak to w Skodzie, duży, ale przede wszystkim dobrze zaprojektowany. Po bokach umieszczono przegródki na drobiazgi. Są porządne haczyki, które udźwigną ciężkie torby. Zamiast tradycyjnej rolety, jak w kombi, zastosowaną opcjonalne przykrycie kufra, które podnosi się razem z klapą. Ta zresztą jest sterowana elektrycznie i da się ją otworzyć machnięciem nogą pod zderzakiem. Wygodne przy dużych zakupach. Testowany egzemplarz wyposażony jest dodatkowo w elektrycznie rozkładany hak. Przyda się na podczas prac na działce.

Pod maską Karoqa pracuje turbobenzynowy silnik 1.5 TSI o mocy 150 koni mechanicznych. Wydaje się, że to najbardziej optymalna jednostka dla tego modelu. Silnik posiada system odłączania dwóch z czterech cylindrów, gdy pozwalają na to warunki na drodze i nie jedziesz pełnym gazem. Dopracowano to rozwiązanie. Pamiętam, że w modelach oferowanych z tym silnikiem jakiś czas temu, dało się łatwo zauważyć moment zaprzestania i ponownego podjęcia pracy przez dwa cylindry. Obecnie jest to niezauważalne. Może dlatego, że Skoda postanowiła „przykryć” prawdziwy dźwięk silnika, brzmieniem z głośników. Szkoda, że nie da się tego regulować, bo gdy radio jest wyłączone, sztuczny, basowy dźwięk silnika jest zbyt głośny i męczący. A można było zastąpić go przyjemną ciszą.

Mam jeszcze jedną refleksję związaną z tym 150-konnym motorem. Wydaje się on mniej żwawy niż starsze konstrukcje TSI o mniejszych mocach. To zasługa ekologicznej optymalizacji pracy tego silnika. Jest bardziej ospały na niższych obrotach. W każdym razie jeśli ktoś po 150-konnym benzyniaku spodziewa się sportowych osiągów, to w tym aucie będzie zawiedziony. W takim przypadku lepiej sięgnąć po 190-konne 2.0 TSI. Słabsza jednostka wystarczy do sprawnego poruszania się w mieście i poza nim, ale nic poza tym. Mało pali, to plus. W dodatku można ją mieć w parze z manualną skrzynią, co zdarza się coraz rzadziej, a jest nieocenione, dla osób, które nie lubią automatów.

MK. fot. autora, listopad 2023