Niezbyt udany stylistycznie Kadjar przeszedł do historii i ma godnego następcę. Nowy Austral to kolejny SUV, ale o niebo ładniejszy od poprzednika. Jest też naszpikowany najnowszymi technologiami.
Jeśli podoba ci się elektryczne Megane, ale cenisz sobie spalinowy napęd, to Austral jest dla ciebie. To auto ma kokpit żywcem przeniesiony z kompaktowego modelu. Ze wszystkimi zaletami, ale też wadami tego rozwiązania. Tych pierwszych jest więcej. W oczy rzuca się ogromny ekran, umieszczony w konsoli centralnej. Dotykowe ekrany w Renault są jednymi z najlepszych jakie można znaleźć we współczesnych autach. Interfejs ma intuicyjną obsługę i ładną grafikę, a system działa szybko. To trochę tak, jakby obsługiwać smartfona. Jeśli już muszę używać dotykowego ekranu podczas jazdy, to chciałbym, aby było to właśnie takie rozwiązanie. Ekrany są zresztą dwa, ponieważ drugi to jak powiedzielibyśmy kiedyś „zestaw wskaźników”. Mamy więc grafikę wyświetlającą prędkość, obroty, poziom paliwa i informacje komputera. Oczywiście grafikę w kilku dostępnych stylach.
Zupełnie nowy kokpit debiutował w elektrycznym Megane, ale prawdopodobnie będzie powielany w kolejnych modelach. Podoba mi się jego styl, ponieważ jest wyraźnie inspirowany kształtem deski rozdzielczej z Renault 19. Mimo całej swej nowoczesności, kokpit z Australa ma prostą budowę, bez udziwnień, bez zaokrągleń. Proste kształty i ostre kąty. To co przeszkadza, to dużo przycisków i dźwigienek zgromadzonych wokół kierownicy. Sama w sobie ma dużo funkcji – po lewej przyciski tempomatu, po prawej – te służące do obsługi wyświetlacza i telefonu. Pod spodem, tradycyjnie dla Renault, pilot do obsługi audio. Również przy kierownicy producent postanowił umieścić selektor automatycznej skrzyni biegów. To dyskusyjne miejsce. Wielokrotnie chcąc zmienić kierunek jazdy, włączałem wycieraczki. Pewne rozwiązania powinny mieć swoje stałe miejsce. Wprawdzie analogiczne rozwiązanie od lat funkcjonuje w Mercedesach, ale tam wycieraczki obsługuje się dźwignią po lewej. Ktoś może powiedzieć – ale jak to, przecież w tunelu środkowym jest wajcha do zmiany biegów. Otóż nie, ten stylistyczny smaczek to nic innego, jak rączka do otwierania umieszczonego tam schowka i przesuwania ładowarki indukcyjnej.
Testowana wersja to najbogatsza odmiana Australa. Dawniej byłoby to R.S Line, ale obecnie nie ma już aut z serii R.S. wiec usportowione pakiety stylizacyjne nawiązują do Alpine. Wersja nazywa się zatem esprite Alpine. Podoba mi się matowy lakier, który ciekawie opalizuje w słońcu. Atrakcyjne są też 20 calowe felgi. Na mniejszych kołach auto nie wygląda już tak dobrze. Pod maską pracuje dobry znajomy. To 1.3 TCe znany z wielu innych modeli marki. Tu może mieć albo 140 koni, albo jak przypadku testowanego egzemplarza – 158. W podstawowej wersji można mieć tu nawet manualną skrzynię, co ucieszy wszystkich fanów retro-rozwiązań. Testowana odmiana ma automat CVT, z wirtualnymi 7 przełożeniami. Warto sięgnąć po wyposażenie z logo Alpine, bo jego elementem jest tapicerka z przyjemnej alcantary i analogiczny materiał użyty do wykończenia kokpitu oraz boczków drzwi. Dla fanów ekologicznych rozwiązań jest też hybrydowa wersja E-Tech.
MK, fot. autora, styczeń 2024