Sport i ekologia. Emocje i użyteczność. Wydaje się, że nie można ich połączyć. Ale jest samochód, który to potrafi. Przeciwieństwa się przyciągają.
Z tą użytecznością to może przesada. To auto jest kompletnie niepraktyczne. Jego codzienne użytkowanie jest meczące przez unoszone do góry drzwi. Z drugiej strony to paradoksalnie jeden z największych atutów tego wozu. Sprawia, że jest niepowtarzalny. Ale pod względem samej jazdy to niezwykle użyteczny wóz. To zresztą spore osiągniecie, że samochód wyglądający niczym żywcem wyjęty z Raportu Mniejszości może być codziennym środkiem transportu. Jeździ się nim zupełnie normalnie, choć ma dwa oblicza. Ekologiczne i sportowe. Jak ogień i woda. Okazuje się, że można je pogodzić.
W jednym z odcinków Top Gear Clarkson porównywał dwa auta. Dwie koncepcje. Z jednej strony typowo sportową, dla ortodoksyjnych wyznawców. BMW M3. Z drugiej futurystyczną i ekologiczną. BMW i8. Porównanie nieporównywalnego. Gra na emocjach. Fani motoryzacji od razu powiedzą – wybrałbym M3. Prawdziwy sportowy wóz. Legenda z sześciocylindrowym silnikiem pod maską. Przez cały odcinek Jeremy zachwycał się tym wozem. Wydawałoby się, że wybór jest oczywisty. Ekologiczne cacko nie ma sans. Potrafi być szybkie, ale trzycylindrowy silniczek bardziej ośmiesza ten wóz niż powoduje z niego realnego rywala dla mocnych benzyniaków. Na koniec prowadzący mówi coś w stylu: – Pewnie jesteście ciekawi, które auto bym wybrał? Po czym wsiada do i8 odjeżdża. Zaskakujące? Nie do końca.
Jeremy jest przekorny. Podoba mu się to, co inni krytykują. Chwali to, z czego inni się śmieją. Ale tu nie ma nic do śmiechu. BMW i8 jest nie tylko manifestacją technicznych możliwości bawarskiego producenta, ale realnym samochodem przyszłości. Autem, które powinno istnieć jedynie na deskach kreślarskich stylistów lub być pokazywane jako Concept Car. A tym czasem jest, istnieje, jeździ i szokuje na ulicach. Szokuje wyglądem, który jest niepowtarzalny. Przechodniów i pozostałych kierowców. Ile jest obecnie seryjnie produkowanych wozów z drzwiami otwieranymi do góry? Kilka. Wszystkie superluksusowe i piekielnie drogie. Nieżalenie czy wysiądziesz z takiego wozu pod sklepem spożywczym, czy modnym klubem, wszyscy będą robić zdjęcia. Może nawet rozbawi ich sposób w jaki gramolisz się do auta. Nie jest to łatwe zadanie. Dobre dla szczupłych i gibkich. Rozwiązanie wyglądające jak milion dolarów, ale w codziennym użytkowaniu nie do zniesienia.
Każdy dzień jazdy tym autem jest jak zabawa. Ale napęd okazuje się całkiem poważny. Trzycylindrowy silniczek gada dźwiękiem z głośników. Przypomina wtedy V8. Ale jego moc jest całkiem poważna – aż 231 koni mechanicznych z półtoralitrowej jednostki. Do tego silnik elektryczny o mocy 131 koni. Efekt? Przyspieszenie na poziomie 4,4 sekundy do pierwszej setki. Ale nie ono jest najważniejsze. Liczą się wrażenia. Większa część kabiny została wykonana z karbonu. Dzięki temu jest lekka i wytrzymała. Do tego auto ma napęd na cztery koła, ale wykorzystywany tylko, gdy jedziesz w komfortowym lub sportowym trybie. Można się nim poruszać bezemisyjnie – wtedy wykorzystywany jest napęd na przednie koła. Na silniku elektrycznym da się teoretycznie pokonać 37 kilometrów. Gdy energia się skończy auto da się uzupełnić z domowego gniazdka lub miejskiej stacji. Wóz jest hybrydą typu plug-in. Ale również podczas jazdy akumulatory są w stanie odzyskać wystarczającą ilość energii, aby następnie pozwoliła ona na przejechanie kilku kilometrów w trybie bezemisyjnym. Lubie taką jazdę, przyjemna cisza, a przy hamowaniu charakterystyczny dźwięk znany z…nowoczesnych tramwajów.
Nie jestem pewien, czy zgodziłbym się z Clarksonem. Być może wybrałbym inne, równie szybkie, ale jednak wygodniejsze w codziennym użytkowaniu auto. Ale i8 robi na mnie wrażenie jako manifestacja możliwości niemieckiego producenta. Auto futurystyczne i gadżeciarskie, ale jednocześnie dające masę frajdy z jazdy. Bardzo szybkie. Bardzo szybkie. Bardzo różnorodne, ale jednocześnie te wszystkie przeciwności, które się w nim ścierają, tworzą spójną całość. Jeśli tak ma wygląda przyszłość motoryzacji i jej ekologiczne ujęcie, to nie mam nic przeciwko.
Michał Karczewski, fot. Maciek Ramos, grudzień 2017