Nissan X-Trail nie od razu był SUV-em. Zanim zyskał najmodniejszą możliwą formę, najpierw był terenówką, a później ewoluował w kierunku rodzinnego auta wielofunkcyjnego.

Finalnie dołączył do grona całkiem sporych SUV-ów. Mimo, że stylistycznie nawiązuje do Qashqai’a, jest od niego sporo większy i może występować w odmianie 7-osobowej. W takiej wersji fotele chowają się pod podłogą bagażnika, nie ograniczając jego pojemności. Jeśli wybierzesz wersję 5-osobową, to auto nie będzie krótsze. Takie różnicowanie przeminęło razem z poprzednią generacją Qashqai’a i odmianą +2. Linia nowego X-Traila nie jest rewolucyjna, raczej stonowana i klasyczna. Mimo, że nowoczesna, sprawia wrażenie dobrze znanej, jakby już gdzieś widzianej. Może to kwestia tego, że wszystkie SUV-y są do siebie podobne. Ja dostrzegam w stylistyce tego wozu podobieństwo do Toyoty RAV 4.

Z zewnątrz nie jest źle, ale o wiele bardziej podoba mi się wnętrze. Testowana wersja miała świetne połączenie kolorystyczne. Granatowy lakier dobrze współgra z karmelowymi skórami (to pakiet Premium dostępny tylko dla wersji Tecna z napędem e-POWER). Te mięsiste skóry nie wyglądają tanio i są pikowane. Tym samym materiałem wykończono tunel środkowy, deskę rozdzielczą i boczki drzwi. Puryści docenią, że kokpit wypełniony jest fizycznymi przyciskami. Znajdują się zarówno w centralnej części deski rozdzielczej, jak i w tunelu między fotelami, oraz na kierownicy. Obsługa jest zatem wygodna i nie angażuje kierowcy w takim stopniu, jak gdyby w całości była ukryta w dotykowym ekranie. Testowany  X-Trail to auto siedmiomiejscowe, ale w ostatnim rzędzie wygodnie będzie tylko małym dzieciom, ze względu na niewielką ilość miejsca na nogi. Chowane pod podłogą fotele należy traktować awaryjnie. Całkiem serio można za to traktować szklany dach. To fajna opcja, która zapewnia dużą dawkę światła we wnętrzu.

Najciekawszym elementem X-Traila jest napęd. Testowana wersja to e-POWER, ale z napędem na cztery koła. Generalna zasada jest zatem taka jak w odmianie z napędem na przód. Silnik elektryczny napędza koła, ale ładowany jest przez silnik spalinowy. Natomiast tutaj silniki elektryczne są dwa i każdy z nich napędza jedną z osi. To skomplikowana konstrukcja i zastanawiam się, czy za kilka lat będą mechanicy umiejący naprawiać takie rozwiązania. Ale może Nissany nadal się nie psują. W końcu dawniej cieszyły się opinią bezawaryjnych aut. Taki rodzaj napędu w praktyce ma wady i zalety. Zaletą jest to, że możesz pochwalić się w towarzystwie, że masz auto elektryczne, ale jednocześnie możesz ruszyć nim w trasę bez obaw o to, że zabranie ci paliwa, czyli prądu. Gdy tylko mocniej wciśniesz gaz, uruchamia się silnik spalinowy. Wadą tego rozwiązania jest to, że jak na auto elektryczne, X-trail zużywa sporo paliwa. Średnie spalanie podczas testu wyniosło ok. 8 litrów na setkę. To duży i ciężki samochód, ale poprzednia generacja z dieslem paliła sporo mniej.

Patrząc w cennik do wyboru są dwie wersje wyposażenia: N-connecta i Tecna. Jeśli chcesz mieć napęd na cztery koła, musisz sięgnąć po odmianę e-Power. Fani w pełni benzynowej odmiany muszą zadowolić się napędem na jedną oś i silnikiem 1.5 turbo o mocy 163 koni mechanicznych połączonym ze skrzynią Xtronic. To zresztą ten sam silnik, którzy w wersji e-Power służy jako generator prądu dla silników napędzających osie. Tylko w tamtych wersjach ma 158 koni, co w parze z silnikami elektrycznymi daje łączną moc 204 lub 213 koni mechanicznych, w zależności od tego, czy mowa o wersji 2WD, czy e-4ORCE. Jest zatem kilka wariantów do wyboru. To ciekawa propozycja dla osób, które szukają nietuzinkowego napędu. Takiego rozwiązania jak wersja e-Power w odmianie e-4ORCE, inne marki nie oferują. Natomiast jest to najdroższa pozycja w cenniku, kosztująca niemal 220 tysięcy złotych.

MK, for. autora, luty 2024