Są samochody, które rozpoznają wszyscy. Nawet ci, który samochodami się nie interesują i wcale się na nich nie znają. Jednym z takich aut jest Skoda Fabia. Każda kolejna generacja tego auta budzi ciekawość.

W końcu to auto, które dedykowane jest dla wszystkich. Młodych i starych. Użytkowników dotychczasowych generacji i tych, którzy mają z nim do czynienia po raz pierwszy. Osób prywatnych i firm. Przedstawicieli handlowych i taksówkarzy. Ale uwaga. Poprzednia generacja trzyma się mocno. Wzrost cen spowodował, że starszy model widziany jest nadal bardzo często, a nowy – niemal wcale. Od premiery minął rok, a na ulicy widziałem do tej pory zaledwie kilka egzemplarzy. Jednym jechałem. Fabia kojarzyła się do tej pory z popularnym autem, a takie auto musi mieć dobrze skalkulowaną cenę. Podstawowa odmiana kosztuje ponad 68 tysięcy złotych, ale chcąc mieć nieco bogatszą wersję i mocniejszy silnik trzeba szykować ponad 80 tysięcy. I to może być problem. Dlatego sukces temu autu wróżę głównie we flotach lub wśród klientów, którzy kupują je wprawdzie indywidualnie, ale jednak finansując leasingiem.

Zostawiam jednak te rozważania i skupiam się na samym aucie. Nowa Fabia jest sporo większa od poprzednika. Ci którzy spodziewali się stylistycznej rewolucji muszą obejść się smakiem. Owszem jest sporo różnic względem poprzedniej generacji, szczególnie z tyłu, ale nie da się nie rozpoznać marki. Auto upodobniło się po prostu do pozostałych modeli koncernu. Urosło na zewnątrz, a zatem także w środku. Sporo większy jest bagażnik. Niestety entuzjaści odmiany kombi nie znajdą już takiego auta. Nowa generacja Fabii dostępna będzie tylko w „krótkiej” wersji. Pojawiły się nowe kolory, w tym dość ekstrawagancji pomarańczowy, taki jak nasza testówka. To dobrze. Miejskie auta powinny być kolorowe, a nie czarne, białe lub szare. Choć fani tych kolorów także znajdą coś dla siebie.

Zaglądam do wnętrza. W oczy rzuca się dwuramienna kierownica. W poprzedniej generacji była trójramienna, obecnie taka dostępna jest za dopłatą lub w wersji Monte Carlo. Czyli trójramienna kojarzyć się z czymś droższym lub ze sportem. Dla popularnego odbiorcy wystarczy taka. Deska rozdzielcza stała się jeszcze bardziej minimalistyczna. Już w poprzedniej generacji była bardzo prosta i czytelna, ale teraz zastosowano duży centralny ekran i tam przeniesiono większość funkcji. Taka jest moda. W lecie może się to podobać, ale obsługa zimą, w rękawiczkach, okazuje się utrudniona. Sprawdziłem to w zimowym teście Octavii. Niemniej interfejs ekranu jest przyjemna dla oka. Zestaw tradycyjnych zegarów został zastąpiony przez elektroniczny wyświetlacz. Tradycyjne wskaźniki znajdziesz tylko w podstawowej wersji. Wiem, bo jechałem ostatnio taką taksówką.

Podoba mi się, że pozostawiono też trochę fizycznych przycisków. Tradycyjny jest panel klimatyzacji. Ma normalne pokrętła do regulacji temperatury, ale uwaga – siłę nawiewu reguluje się już na dotykowym ekranie. To niezrozumiałe rozwiązanie. Fizyczne są też klawisze centralnego zamka, czy wyłącznika systemu start/stop. To dobrze, bo Fabia nie jest miękka hybrydą. Ciekawym akcentem są rączki do zamykania drzwi. Kształt na dziś oryginalny, nikt takich nie ma, ale ja pamiętam podobne z Punto II. Fotele wygodne, jak to w Skodzie. Zawieszenie jest sprężyste i w przyjemny sposób tłumi nierówności.

Takiej jazdy można spróbować, gdy pod maska pracuje 110-konny benzyniak. Silnik o pojemności jednego litra połączono z manualną skrzynią biegów. W mieście to auto jest faktycznie wygodne. I całkiem szybkie. Do tego mało pali. Za napęd wystawiam Fabii wysokie noty, choć mam wrażenie, że ten sam silnik montowany w poprzedniej generacji był bardziej żywiołowy. Ale ekologia robi swoje i aby ograniczyć szkodliwe substancje emitowane przez dany motor trzeba żonglować elektroniką.

Nowa Fabia może być dość uboga, ale może też być naprawdę „wypasionym” autem. Takim jak testowana odmiana. Wyposażona w pakiet Style, z manualną, sześciobiegowa skrzynią, silnikiem, który sprawdzi się w mieście i na trasie. Wyposażona w sporo opcji. W efekcie na takie auto trzeba wydać ponad 100 tysięcy złotych. Tyle kosztowała nasza testówka. Jak na miejski wóz to bardzo dużo. Ale może być więcej. Wersja Monte Carlo dostępna jest wszak z silnikiem 1.5 TSI o mocy 150 koni. Szkoda, że wyłącznie z automatem. Gdyby dostępny był manual to byłoby fajne nawiązanie do dawnych miejskich GTI. A tak nie jest, ale za to ekolodzy śpią spokojnie.

MK fot. autora, grudzień 2023