Karoq Sportline to nie SUV na kiepskie drogi. To SUV na autostrady. Rekreacyjne kompakty mają w swojej ofercie producenci tanich aut i tych całkiem luksusowych. Skoro wiec mają je już wszyscy, znowu pojawia się problem jak się wyróżnić.

Jak spowodować, aby klienci wybrali właśnie nasze auto. Najlepiej ubiec potrzeby rynku. Walka rozgrywa się już zatem nie pomiędzy SUV-ami a autami innych klas, a wewnątrz samego segmentu. Obecnie trwa moda na sportowe stylizacje. W efekcie powstają limitowane serie lub te całkiem nielimitowane, ale dedykowane konkretnym potrzebom. Spójrzmy na Skodę. Kompaktowego Karoqa można kupić w zwyklej wersji, w jednej z trzech odmian wyposażenia, ale także jako uterenowiony Scout, czy usportowiony Sportline. Do testu otrzymałem tę ostatnią odmianę.

I od razu zadałem sobie pytanie. Dla kogo właściwie jest ten samochód? Klienci sięgający po SUV-a oczekują przecież tego, aby auto radziło sobie z dziurawymi drogami i wysokimi krawężnikami. Aby nie kłaniało się grząskim terenom i zapewniało większy komfort niż w przypadku pozostałych aut podobnej wielkości. Okazuje się, że nie wszyscy. W przypadku Karoqa Sportline jazda po krawężnikach odpada. Auto postawiono na 19-calowych oponach o niskim profilu i zaopatrzono w efektowne felgi, których kształt powoduje, że niezwykle łatwo je uszkodzić. W dodatku usztywnione zawieszenie tej odmiany nie zachęca do jazdy po nierównych drogach. Szybko zrozumiałem, że to akurat nie ma znaczenia. Są osoby, które kupią to auto wyłącznie z uwagi na jego wygląd. Chcą samochodu, które wprawdzie będzie podwyższone, muskularne i zapewni im poczucie bezpieczeństwa, ale nigdy nie zjadą nim z utwardzonej drogi. Wtedy efektowny wygląd tej odmiany i rzucający się w oczy czerwony kolor okazują się priorytetem.

Patrząc z tej perspektywy potrzebny jest mocny silnik i autostradowe możliwości. Tu sztywne zawieszenie i szerokie koła sprawdzą się znakomicie. Podoba mi się także bezpośredni układ kierowniczy i łatwość z jaką to auto się prowadzi. Pod maską znajduje się silnik 2.0 TSI o mocy 190 koni mechanicznych.  To najmocniejsza jednostka dostępna w tym model. Szybki rzut oka na dane techniczne i już wiem, że to auto przyspiesza do setki w 7 sekund i można się nim rozpędzić do 211 km/h. W praktyce Karoq solidnie izoluje pasażerów od tak intensywnych wrażeń. Nie czuje się w nim prędkości. Dopiero rzut oka na prędkościomierz rozwiewa wątpliwości. Podoba mi się, że silnik połączono z siedmiobiegowym DSG. Jeździ się tym przyjemnie i nie zamieniłbym się na manualną skrzynię. Nie miałbym zresztą nawet takiej możliwości. Ta odmiana oferowana jest tylko z automatem. Na szczęście jest tez napęd na cztery kola. Ale po co, skoro ten SUV nie jest terenowy? Taki napęd ma sens na co dzień. Jest nieoceniony na śliskich i mokrych nawierzchniach. Przyda się też w zimie.

Podoba  mi się, że  Karoqa zaopatrzono w rewelacyjny zestaw audio marki Canton. Dziecinnie łatwo połączyć go ze smartfonem i korzystać ze streamingu muzyki. Działa wtedy pełna obsługi za pomocą dotykowego ekranu oraz przełączanie piosenek za pomocą przycisków na kierownicy. Doceniam też będącą dziś na wymarciu możliwość odważania muzyki z płyt – w schowku przed pasażerem znajduje się odtwarzacz. Sam dotykowy ekran jest ogromny i ma ładną grafikę, a gadżeciarzy zachwyci brak analogowych zegarów. Zostały zastąpione elektronicznym wyświetlaczem o zmiennej grafice. To ostatnie rozwiązanie nie trafia w mój gust. Wole tradycyjne wskaźniki, ale Karoq nadrabia fantastycznymi fotelami. Chociażby dla nich warto sięgnąć po wersje Sportline. Trzeba tylko pamiętać, aby uważać na krawężniki, gdy już zjedziesz z autostrady.

Michał Karczewski, fot. autora, maj 2019