Suzuki słynie z produkcji miejskich aut. Niewiele jest osób, które nie kojarzą Swifta. Przez lata ten model zyskał dużą popularność. U nas, zbudowaną dużej mierze na latach 80-tych i 90-tych.
Już wtedy Swift kojarzył się z wersją GTI i sportowym zacięciem. Obecnie dostępna jest wersja Sport. Ale nie o niej będziemy mówić. Na redakcyjnym parkingu pojawiła się zupełnie zwykła odmiana auta. Taka, która nadaje się do codziennej jazdy. Kierowana do zwykłego odbiorcy, singli, bądź młodych rodzin. Ale skojarzenia ze sportem nie są tu bezpodstawne. Mimo, że pod maską pracuje silnik 1.2, Swift prowadzi się całkiem sportowo. Ma układ kierowniczy o krótki przełożeniu i wyjątkowo szybko reaguje na komendy rzucane przez kierowcę za pośrednictwem koła kierownicy. Pewnie prowadzi się w zakrętach, za sprawą sztywnego zawieszenia. Nie wszystkim się to spodoba, gdyż amortyzacja nierówności jest wyraźnie wyczuwalna, mimo że testowane auto nie miało niskoprofilowych opon. Coś za coś.
Jeszcze niedawno, pracujący pod maską Swifta silnik 1.2 miał 92 konie mechaniczne. Obecnie ma 83, a ponadto stał się hybrydą. Silnikowy benzynowemu towarzyszy starter/generator ISG oraz akumulator litowo-jonowy. Taki układ odciąża silnik spalinowy, powodując obniżenie zużycia paliwa. To miękka hybryda, czyli ekologiczny wymóg naszych czasów. W przedstawionej koncepcji silnik elektryczny nigdy nie pracuje samodzielnie, ale stale wspomaga jednostkę spalinową. O przepływie energii w danej chwili informuje grafika na wyświetlaczu umieszczonym pomiędzy zegarami. Podczas hamowania odzyskiwana jest energia, gromadzona następnie w niewielki akumulatorze. Poczujesz to, gdy auto w charakterystyczny dla hybryd sposób wyczuwalnie zwalnia po odpuszczeniu gazu. Testowane auto wyposażono w automatyczną skrzynię biegów CVT. To rozwiązanie, które sprawdza się w mieście. Podczas dynamicznej jazdy, do której zachęca podwozie Swifta, charakterystyka tego rodzaju skrzyni nie będzie tak przyjemna, jak przekładnia manualna.
W Swifcie podoba mi się poczucie przestrzeni. Samochód ma niewielkie rozmiary zewnętrzne (długość to zaledwie 3845 mm), ale dzięki kilku prostym zabiegom udało się wykorzystać do maksimum każdy centymetr. Nadwozie jest stosunkowo wysokie, zaś przednia szyba poprowadzona niemal pionowo. W połączeniu z minimalistyczną deską rozdzielczą, zapewnia to zaskakująco sporo przestrzeni i wygodę wsiadania za kierowcę. Żałuje jedynie, że w testowanej wersji regulowana jest ona tylko w jednej, pionowej płaszczyźnie. Brakowało mi się regulacji głębokości, którą znałem z wcześniej testowanych odmian tego modelu. Siadając z tyłu niewiele osób będzie kręcić nosem na brak miejsca nad głową. Jest go całkiem dużo, podobnie jak na wysokości kolan. Dorosłe osoby średniego wzrostu usiądą tam całkiem wygodnie. W efekcie to małe auto z powodzeniem może pełnić rolę miejskiego, ale jednocześnie rodzinnego wozu. Tak jak to było dawniej, kiedy rodziny miały jeden samochód, który musiał być maksymalnie uniwersalny. Wolałbym jedynie, aby tyle szyby były sterowane elektrycznie. Korbki w tylnych drzwiach wyglądają obecnie dość unikatowo.
Na plus zaliczam kilka jaskrawych kolorów do wyboru. Miejskie auta powinny być kolorowe, a nie wyłącznie szare lub białe. Tu szary lub czarny może być na przykład dach, w kilku konfiguracjach kolorystycznych. Taka stylizacja kosztuje ekstra, ale warto po nią sięgnąć. Natomiast bazowa cena Swifta nie przeraża. Kwota na poziomie 55 tysięcy za bazową wersję brzmi jak promocja na tle dzisiejszych maluchów. Swift dostępny jest tylko z jednym silnikiem, wiec tu wyboru nie ma. Różnice w cenie powoduje tylko pakiet wybranego wyposażenia oraz ewentualne dopłata (5000 zł) do skrzyni CVT. Dla mnie ten silnik to zaleta, bo, co warto zdecydowanie podkreślić, to jednostka czterocylindrowa. Jedna z ostatnich takich, montowanych w segmencie aut miejskich.
kwiecień 2020