Volvo stawia na elektryfikację. Choć producent w przyszłości planuje całkowicie zrezygnować z napędów spalinowych, już dzisiaj istotnie zmodyfikował swoją ofertę. Nie znajdziesz już w niej ani jednego modelu, mającego w pełni tradycyjny napęd.

Wszystkie silniki spalinowe otrzymały dodatkowy silnik elektryczny, tworząc miękką hybrydę. W takim układzie silnik elektryczny wspomaga spalinowy, co ma skutkować mniejszym zużyciem paliwa, a co za tym idzie – niższym poziomem emisji szkodliwych substancji. Co więcej – Volvo nie oferuje już diesli pod maską S60-tki. Są za to hybrydy plug-in, czyli takie, które możesz naładować z gniazdka.

Przed wybuchem pandemii byłem zapisany na test S60 w wersji T6 AWD. Obecnie takie auto nie jest już dostępne. Klienci mogą wybierać spośród wersji B3, B4 i B5. To de facto ten sam dwulitrowy, czterocylindrowy silnik, w trzech rodzajach mocy – 163, 197 lub 250 koni. We wszystkich przypadkach wspierany 14-konnym silnikiem elektrycznym. Sięgam po środkową odmianę. Jeśli ma być eko, powinno wystarczyć. Pierwsze zaskoczenie względem wcześniejszego wcielenia tego silnika, czyli T4 (niebędące hybrydą), to faktycznie niższe spalanie. Podczas testu wynosi 9-10 litrów na setkę, w zależności od tego, czy jest to jazda drogami szybkiego ruchu, czy miejskie pełzanie. Ten sam dwulitrowy silnik podczas testu V60 nie chciał palić mniej niż 12 litrów z hakiem. A i spalanie na poziomie 14 litrów osiągał bez większych problemów. Taka różnica do mnie przemawia.

Wybierając S60 godzisz się z mniejszą funkcjonalnością niż w przypadku kombi. W zamian dostajesz eleganckie auto, mające zdecydowanie sportową linię. Wydaje się, że łatwo pomylić je z większym S90, ale to tylko pozory. Bryła jest mniejsza, przez co bardziej zwarta, a linie poprowadzono w taki sposób, aby nadać auto dynamiki i to się udało. Widać to  szczególnie w tylnej części nadwozia, choć tylne lampy są bardzo podobne do większego modelu. Można narzekać na niewielką jak na auto klasy średniej pojemność kufra, oraz utrudniony załadunek. Ta druga cecha to jednak coś, z czym entuzjaści sedanów zdają się być pogodzeni. W końcu elegancja kosztuje. W aktualnie oferowanych wersjach podłoga bagażnika jest wyżej, ponieważ pod nią schowano dodatkowe akumulatory. To dlaczego kufer okazuje się mniejszy.

Lubię wnętrze S60, choć to w zasadzie oznacza, że lubię wnętrza wszystkich aktualnie oferowanych Volvo. Producent stosuje bowiem niemal identyczny wygląd kokpitu, niezależnie od modelu. Podoba mi się centralnie umieszczony wyświetlacz. Nie jest na siłę doklejony do kokpitu, ale od początku zaprojektowany jako wkomponowany i pasujący element. Pracuje jak smartfon. Ma czytelny interfejs i dobre tempo działania. Fotele, jak to w Volvo, obszerne i wygodne. Szczególnie z przodu nikomu nie powinno zabraknąć miejsca.

Silnik B4 okazuje się wystarczający do napędu sporej S60-tki. Żałuje, że szwedzki producent zrezygnował z pięciocylindrowych jednostek. Ale ta czterocylindrówka, choć nie brzmi rasowo, całkiem dobrze daje sobie radę. Dorzucenie silnika elektrycznego, który ją wspomaga, istotnie wpłynęło na oszczędniejsze obchodzenia się z paliwem. Niecałe 8 sekund do setki to nie wynik godny sportowego wozu, ale na co dzień w zupełności wystarczy. Auto dostępne jest tylko z 8-biegowym automatem i to plus. Skrzynia zmienia biegi płynnie i dokładnie wtedy, kiedy trzeba. Charakter jej pracy można dodatkowo zmienić selektorem służącym do wybory trybów jazdy. Ja sięgam po ten o komfortowym charakterze. Sportowy, choć kusi, nie do końca spełnia moje oczekiwania dotyczące B4. To ma być wygodna limuzyna. Sportowe wrażenia zostawiam wersji Polestar.