Zwiększyć prestiż, obniżyć wiek – Skoda Scala 1.0 TSI Style

Idea była słuszna – stworzyć auto, którego nie ma w ofercie. Typowy kompakt pozycjonowany miedzy Fabią, a Octavią. Tak powstał Rapid, ale szybko okazało się, że ten model nie zjednał sobie wielu zwolenników. Czy Scala zrealizuje to co nie udało się Rapidowi?

Rapid nie odniósł sukcesu, bo był zbyt zachowawczy. Starsi znali tę nazwę jako oznaczenie sportowego modelu sprzed lat. Nowy wóz nie był jednak sukcesorem tamtego auta. Nieco emerycka sylwetka – zarówno liftback, jak i hatchback – nie przyciągała do salonów młodych klientów. W efekcie model był porównywany wyłącznie z konkurentami budżetowymi, najtańszymi na rynku sedanami. Do tego we wnętrzu brakowało polotu, a materiały użyte do jego wykonania okazały się twarde. W Skodzie postanowiono coś zmienić. Nie warto odpuszczać tak istotnego segmentu rynkowego. Przebudowano zatem całą koncepcję auta kompaktowego i tak powstała Scala.

Scala już na pierwszy rzut oka wygląda nowocześniej. Jest oferowana wyłącznie jako pięciodrzwiowy hatchback. Widać, że producent chce trafiać nią do młodszych odbiorców.  W testowanym egzemplarzu uwagę zwracał jaskrawy zielony kolor i 18-calowe alufelgi z oponami o niskim profilu. Ten ostatni element świetnie wygląda na zdjęciach, ale w codziennej jeździe zmusza do ostrożności przy wjeżdżaniu na krawężniki, a także obniża komfort – immanentną cechę dość miękkiego zawieszenia Scali.

Estetom spodoba się jasne wnętrze. Dla siebie wybrałbym ciemne, bardziej praktyczne obicia. Jednak doceniam poziom wyposażenia tego auta. To duży progres względem poprzednika. Po pierwsze materiały wykończeniowe. Są miękkie i mają różną fakturę w zależności od miejsca, w których ich użyto. Sama deska rozdzielcza łączy w sobie kilka faktur. To wygląda ciekawie i podkreśla, że model nie został potraktowany po macoszemu. Nawet plastik imitujący aluminium wygląda niezłe, choć w kosztującym sto tysięcy złotych aucie (tyle wart był testowany egzemplarz) lepsze wrażenie zrobiłbym przyjemnie zimny metal. To jednak drobnostka. Nie zabrakło dużego dotykowego ekranu w konsoli centralnej. Dziś to standard. Ten ze Skody pracuje płynnie i jest intuicyjny. Tradycyjne zegary ustąpiły miejsca elektronicznym. Można zmieniać ich wygląd na kilka sposób. Nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania, ale rynek idzie w takim właśnie kierunku. Ich czytelność, nawet przy silnym słońcu, nie budzi zastrzeżeń.

Pod maską testowanego egzemplarza pracuje litrowy benzyniak o mocy 115 koni mechanicznych. Doceniam dobre wyciszenie wnętrza Scali. Terkot trzech cylindrów nie jest moim ulubionym dźwiękiem. Niemniej podczas jazdy niemal go nie słychać, przez co nie jest dokuczliwy. Poza tym trudno znaleźć wady tego motoru. Jest wystarczająco dynamiczny i oszczędny. Swe możliwości prezentuje głównie przy niskich obrotach, a do tego połączono go z sześciobiegową skrzynia. W efekcie pali niewiele, co szczególnie doceniam w przypadku małych, turbodoładowanych jednostek. Nie ma bowiem nic gorszego niż niewielki silnik, który pali tyle co dawna dwulitrówka. Dla chcących poszaleć Skoda proponuje jeszcze 1.5 TSI o mocy 150 koni.

Wydaje się, że Scala ma wszelkie predyspozycje do tego, aby zatrzeć nienajlepsze wrażenie po Rapidzie. W tym aucie wszystko jest nowe. Lepiej wpisuje się w standardy nowoczesnych kompaktów. Nawet zmieniona nazwa podkreśla, że producent serwuje nowe otwarcie, a z poprzednim modelem nie chce mieć już nic wspólnego. Doceniam, że ten kompaktowy wóz ma nowoczesne, przestronne wnętrze i może być wyposażony w podgrzewane fotele i kierownicę, dwustrefową automatyczną klimę, szklany dach, czy system bezkluczykowy. Niestety w przypadku tego ostatniego udogodnienia elektronika za bardzo chce zawładnąć niezależnością kierowcy. Gdy tylko otworzysz drzwi przy pracującym silniku, zaraz podnosi się donośny alarm i wóz krzyczy na ciebie: „- Co robisz szaleńcze! Przecież silnik pracuje! Otwieranie drzwi jest dopuszczalne!”. Dlatego chętnie sięgając po dobrodziejstwa bogatego wyposażenia Scali, dla siebie wybrałby egzemplarz z tradycyjnym kluczykiem i zamykaniem z pilota. Tak dla świętego spokoju.

Michał Karczewski, fot. autora, luty 2020