Nie jestem entuzjastą ekologicznych rozwiązań w motoryzacji. Wiele z nich okazało się zabójcze dla tego, co cenie w samochodach sprzed lat. Wielkie obrzydzenie budzą we mnie auta elektryczne. Niewiele mniejsze – hybrydowe. Ale są wyjątki. Hybrydy, które dają się lubić, bo…jazda nimi nie jest upierdliwa i nie wymaga wyrzeczeń.

Lubię hybrydowe napędy Toyoty. Ich charakterystyka polega na tym, że silnik spalinowy i elektryczny wymieniają się praca pomiędzy sobą niemal niezauważalnie dla kierowcy. Można zatem korzystać przez określony czas jedynie z jazdy na silniku elektrycznym. Minusem jest jednak bezstopniowa skrzynia biegów, którą producent montuje w tego typu autach. Ale z drugiej strony oferuje hybrydę niemal w każdym segmencie, a w dodatku jego hybrydowe napędy są bardzo trwałe. Ponieważ zalety tego rodzaju napędu, czyli niskie spalanie, widoczne są jedynie w mieście, najbardziej sensowny wydaje się hybrydowy Yaris. Ale również tam dostępna jest jedynie „wyjąca” na wysokich obrotach skrzynia CVT. Na szczęście miejska Toyota ma konkurencje, która proponuje nieco inne podejście do technologii hybrydowej i jest idealnym rozwiązaniem dla osób nie lubiących automatów rodem ze skutera.

To właśnie hybrydowy napęd był głównym powodem mojego spotkania z Baleno. Kilka miesięcy temu, podczas krótkiej przejażdżki, zachwyciłem się tym rozwiązaniem. Gdyby nie wyświetlacz miedzy zegarami, informujący o tym jaki napęd jest aktualnie używany, kierowca nigdy by się nie zorientował. To zwykły miejski hatchback, z manualna skrzynią biegów. I jednocześnie rynkowy rodzynek. Bo o ile napęd zastosowany w Baleno nie jest innowacyjny (podobne rozwiązania stosuje Honda, nazywając je IMA) to nie ma aktualnie innej hybrydy dostępnej z manualną skrzynią biegów. Jest to jednak zupełnie inna hybryda niż ta oferowana przez Toyotę. W Suzuki zastosowano baterie elektryczną, która nigdy nie napędza auta samodzielnie. Jest jedynie dodatkowym źródłem energii, wspomagającym silnik spalinowy. Odciążającym go w momencie bardziej wytężonej pracy, co przekłada się na ograniczenie spalania. Zapasy energii gromadzone są podczas hamowania lub jednostajnej jazdy przy większych prędkościach, gdy silnik spalinowy nie jest mocno obciążony. Głównym źródłem napędu jest dobre znana benzynowa jednostka 1.2 16v o mocy 90 koni mechanicznych.

Cechą wspólną różnych rozwiązań hybrydowych jest ujawnianie swych zalet w mieście. Ale, o ile rozwiązania Toyoty swe zalety ukazują jedynie tam, to technika zastosowana w Suzuki sprawdza się także w trasie (manualna skrzynia biegów). Wspólny mianownik – niskie spalanie w mieście. W Baleno także poza nim. Podczas testu przejechałem miejskim Suzuki około 500 kilometrów. Warunki to głównie miasto, ale także trasa (powiedzmy w stosunku 60/40). A zatem miejskie korki, ale także większe prędkości autostradowe. Do tego zima, a wiec mróz, unieszkodliwiony system start/stop, którego nie znoszę i zawsze wyłączam, oraz intensywne korzystanie z ogrzewania wnętrze i foteli. Efekt takiego użytkowania to średnie spalanie na poziomie 6,4 litra na sto kilometrów. Czy tyle, a często nawet mniej, niż spalają podobne auta z silnikiem wysokoprężnym, w zbliżonych warunkach. A tu niższe koszty, bo brak wielu elementów, które w nowoczesnym dieslu nie są zbyt trwałe (tak mówi pan Włodek na temat Toyoty, ale ja, choć nie reklamuje żadnej marki, przyznaję, że do Suzuki i innych hybryd pasuje to jak ulał). Napęd zastosowany w Baleno nie ma konkurencji. Pod względem kosztów zakupu najbardziej zbliżony jest Yaris. Jednak to Suzuki przekonuje mnie do siebie tym, że jadąc nim w ogóle nie czuje się jak w hybrydzie.

Michał Karczewski, fot. autora, styczeń 2017