Leon Cupra jest jak sportowe buty, które nosisz od lat. Są wygodne i uniwersalne. Mając je na nogach możesz bez trudu podbiec do autobusu lub spokojnie chodzić na co dzień. Ale nie weźmiesz udziału w maratonie, ani nie założysz ich do garnituru.

Bardzo długo czekałem na test tego auta. W pewnym momencie myślałem, że już nie będę miał okazji, żeby przyjrzeć mu się z bliska, zobaczyć jak jeździ, porównać z konkurencją. Ale do spotkania jednak doszło. Dzięki temu wiem, że Leon Cupra to niezwykle uniwersalny hot-hatch. Pięciodrzwiowy hatchback, który mimo swych sportowych możliwości, nie traci niż z codziennych walorów użytkowych. Nie różni się pod tym względem niczym od podstawowej wersji. Ma całkiem przestronne wnętrze, standardowy dla klasy kompaktów bagażnik. Ale wystarczy ruszyć z miejsca, aby poznać różnicę miedzy bazowym Leonem a wersją Cupra.

Przede wszystkim napęd. Pod maską pracuje dwulitrowe TSI o mocy 280 koni. Silnik znany również ze Skody, gdzie może pracować pod maską Superba – zupełnie przecież niesportowego auta – jak i oczywiście Volkswagena, czy Audi, gdzie występuje w różnych wersjach mocy. W Leonie też jest wybór, bo jednostka oferowana jest teraz w trzech odmianach mocy – 265, 280 i 290 koni. Ta ostatnia to coś w rodzaju wersji specjalnej, pierwsza i druga – cennikowy standard. Co ciekawe zarówno 265, jak i 280-konna wersja mają ten sam maksymalny moment obrotowy, który wynosi 350 Nm. W obu odmianach dostępny jest od 1750 obr./min., ale w mocniejszej utrzymywany jest nieco dłużej, do 5600 obr./min. Efekt to przyspieszenie lepsze o…0,1 sekundy. Dla testowanego auta dane techniczne mówi o wartości 5,9 do pierwszej setki.

W praktyce silnik świetnie reaguje na gaz w każdych warunkach. Subiektywnie dobra siła dostępna jest w niemal całym zakresie obrotów. Nieważne czy jedziesz 50 km/h czy 180 km/h wciskasz gaz i odjeżdżasz. Taka charakterystyka pracy ma duży wpływ na bezpieczeństwo czynne i przyjemność użytkowania nawet przy miejskich, niewielkich prędkościach. Charakterystykę pracy auta można ustawiać poprzez jeden z czterech trybów jazdy. Różnicę w stosunku do pozostałych wyczuwam jedynie w tym nazwanym CUPRA. Cenie sobie możliwość wyświetlenia dodatkowych wskaźników. Pojawia się one na ekranie wyświetlacza obsługującego też radio czy multimedia. Do dyspozycji jest wskaźnik temperatury oleju, przeciążeń czy wykorzystania mocy.

Obok silnika, dostępnego w Cuprze, podoba mi się także zawieszenie i układ kierowniczy tego wozu. Ten ostatni ma wyraźnie krótsze przełożenie od zastosowanego w cywilnych wersjach. Oznacza to o wiele lepszą precyzję prowadzenia przy sportowej jeździe i przy wysokich prędkościach, ale gorszą zwrotność w mieście. Coś za coś, ale mnie ten minus nie przeszkadza. Podwozie zostało usztywnione. Jest to wyraźny kompromis pomiędzy stricte sportowym wozem a rodzinnym kompaktem. I generalnie ta sztuka udała się Seatowi. Nie ma tu ryzyka wypadania plomb podczas miejskiej jazdy, a jednocześnie auto zachowuje się stabilnie przy wysokich prędkościach. Ale…jednak przy szybkiej jeździe autostradowej zauważyłem tendencję do „galopowania” na drobnych nierównościach. Mimo to jest dobrze, bardzo dobrze. Do pełni szczęścia brakuje mi tu jedynie napędu na cztery koła. Niemal 300 koni pod maską przednionapędówki oznacza mniej więcej tyle, że kontrolna niewyłączalnego (dziwne w tej wersji) ESP miga podczas dynamicznego przyspieszania nawet na suchej nawierzchni. Na mokrej zapomnij o wykorzystaniu możliwości auta. Jest jednak światełko w tunelu, bo pojawiła się już możliwość zamówienia Octavii RS z napędem 4×4. Mam nadzieję, że VW umożliwi to również w sportowych Seatach.

Michał Karczewski, fot. Maciek Ramos, październik 2016