Duży SUV to idealne auto na dalekie wyjazdy. Dlatego zamiast kręcić się nim po mieście, postanowiłem wyruszyć w trasę. Kierunek: Dolny Śląsk. A dokładniej Karkonosze. To miejsce wyjątkowo piękne jesienią. Sporo niezbyt trudnych górskich tras, które sprawią wiele radości entuzjastom pieszych wędrówek. Do tego świetne widoki, o ile tylko dopisze pogoda.

Dobrą bazą wypadową okazuje się Szklarska Poręba. Niewielka miejscowość mająca w sobie wiele uroku. Zatrzymując się w niej obowiązkowo należy ruszyć na Hale Szrenicką, i dalej na Szrenicę. Warto też zobaczyć wodospad Szklarki, znajdujący się tuż obok drogi krajowej nr 3, miedzy Piechowicami, a Szklarską Porębą. Mając więcej czasu, można ruszyć urokliwymi wąwozami w wyższe partie Karkonoszy.

Karkonosze obfitują w znakomite, kręte drogi. Jazda nimi to spora frajda, szczególnie, że towarzyszą jej świetne widoki. Przerzucając auto przez sekwencje zakrętów szybko dotrzesz do Karpacza. Będąc tam konieczne trzeba wejść na Śnieżkę – najwyższy szczyt Karkonoszy. Część trasy można skrócić, podjeżdżając wyciągiem krzesełkowym. Ale nawet korzystając z tego rozwiązania, zostają jeszcze jakieś dwie godziny wspinaczki, a następnie malownicze zejście czerwonym szlakiem. Początkowo strome i kamienne, zmienia się w przyjemny spacer przez las. Naprawdę warto. Szczególnie jesienią. Góry są wtedy najatrakcyjniejsze dla tych, którzy ponad jazdę na nartach cenią piesze wycieczki.

Polecam także wycieczkę do Kowar. Samo miasteczko robi spore wrażenie. Architektura do złudzenia przypomina Prowansję. Warto zobaczyć sztolnie jednej z nieczynnych kopalni uranu (Zakłady Przemysłowe R-1). Polska była kiedyś uranową potęgą, nie tylko jeśli chodzi o wielkość wydobycia, ale także o jakoś surowca. Kiedy kopania została zamknięta, stała się miejscem badań dla studentów i turystyczną atrakcją. W drodze powrotnej warto zatrzymać się na szybki spacer po kowarskiej starówce, a następnie ruszyć na znakomitą smażoną rybę – przy drodze sporo smażalni oferujących świeżo złowione ryby. Wracając do Warszawy zawsze odwiedzam jeszcze Wrocław. Uwielbiam to klimatyczne miasto. Można w nim dobrze zjeść i milo spędzić czas spacerując starówką i okolicznymi uliczkami.

Na krętych drogach Dolnego Śląska Santa Fe zdało egzamin na auto do dalekich podróży. To ogromny w wóz, ale zadbano o bezpośredni układ kierowniczy i tylko gabaryty oraz masa ograniczają jego możliwości w zakrętach. Dla mnie jest ono jednak kompletnym towarzyszem urlopowych wojaży. Ma obszerne, wygodne wnętrze, które potrafi zabrać siedem osób, lub pięć, i sporo bagażu. Podoba mi, że wóz zaopatrzono w podgrzewane fotele i kierownicę – jesienią poranki potrafią być zimne. Lubie sprawnie działający system bluetooth, który pozwala słuchać całą drogę ulubionej muzyki ze smartfona. Doceniam też wielki szklany dach, który potęguje poczucie i tak dużej przestrzeni. Ale najbardziej przydatna okazuje się automatyczna skrzynia biegów – jest wygodna w trasie i ułatwia atakowanie stromych podjazdów oraz sprowadzanie z nich auta. Cieszy też napęd na cztery koła. Na drogach o zmiennej charakterystyce i podłożu okazuje się bezcenny. Jesienią potrafi być już bardzo ślisko.

Michał Karczewski, fot. autora, październik 2019