Juke pierwszej generacji szokował wyglądem. Nikt nie sądził, że  auto wyglądające jak pojazd kosmiczny trafi do seryjnej produkcji. W efekcie jedni ten wóz kochali, inni nienawidzili. Nie pozostawiał nikogo obojętnym. Nowa generacja wydaje się mniej awangardowa.

Być może wpływ na jej postrzeganie ma upływ czasu. Po pierwsze kilka lat wystarczyło, aby przyzwyczaić się do dotychczasowej stylistyki japońskiego crossovera, a po drugie –  konkurencja wcieliła w życie inne dziwne modele, i Juke przestał już być awangardowym dziwadłem. Nowa generacja jest bardziej zachowawcza od poprzednika, ale nadal utrzymana jest w tej samej konwencji. Pierwsze skrzypce grają walory stylistyczne, a dopiero kolejne – funkcjonalność i użyteczność. Mnie nowy Juke odpowiada o wiele bardziej niż poprzednik. Przede wszystkim teraz auto jest sporo większe. Ma bardziej spójną stylizację, ale jednocześnie nieco spokojniejszą. Dzięki temu można sądzić, że pozostanie aktualna przez kilka lat, a nie tylko będzie zwracać na siebie uwagę przez jeden sezon.

Wnętrze dostosowano do aktualnych trendów Nissana. Jest o wiele atrakcyjniejsze stylistycznie od poprzednika, ma lepsze materiały i ciekawsze kolory. Nie zrezygnowano jednocześnie z elementów, które były charakterystyczne dla poprzedniej generacji. Tunel środkowy przypominał motocyklowy bak i w nowej generacji ten element ma taki sam kształt. Dzięki temu lewarek skrzyni jest nieco wyżej i wygodnie się do niego sięga. Auto urosło, zwiększyła się zatem ilość miejsca. Juke może teraz z powodzeniem pełnić rolę niewielkiego kompakta i służyć nie tylko jako auto do miasta, ale też na dalsze wycieczki. Spory bagażnik ma podwójną podłogę, a pod nią udało się jeszcze zmieści pełnowymiarowy zapas – wprawdzie 16-calowy (koła na aucie mają 19 cali), ale jednak. Ciekawa stylizacja nadwozia przełożyła się jednak na kiepską widoczność z wnętrza – szczególnie za sprawą szerokich tylnych słupków. Dobrze, że testowany Juke został wyposażony w zestaw kamer – przednich i tylnych, wraz z widokiem 360 stopni.

Testowana wersja została nafaszerowana wyposażeniem. Czujnik deszczu i automatyczne światła poprawiają komfort jazdy. Podobnie jak automatyczna klima. Ciekawym rozwiązaniem są też głośniki Bose umieszczone w zagłówkach przednich foteli. Lubię także bezkluczykowy dostęp i uruchamianie przyciskiem, zamiast tradycyjnej stacyjki. Mniej przypadły mi jednak do gustu systemy bezpieczeństwa. Ich obecność pomaga zbierać punkty w testach związanych z ochroną podczas wypadków, natomiast praca asystenta pasa ruchu jest dla mnie zbyt agresywna, a systemu mającego zapobiegać kolizjom (auto hamuje samo, gdy kierowca nie zauważy przeszkody), w praktyce wręcz niebezpieczna. Zdarzało się, że elektronika oceniała zaplanowany manewr jako grożący kolizją i szarpała znienacka hamulcami, wytrącając wóz z tory jazdy. U kierowcy powoduje to tak duże zaskoczenie, że faktycznie może skończyć się wypadkiem. System można wyłączyć, ale uzbraja się po ponownym uruchomieniu auta.

Osoby lubiące wybierać spośród wersji silnikowych mogą się skrzywić. Juke jest obecnie dostępny tylko z jednym silnikiem. Jest to litrowy turbobenzyniak o mocy 117 koni. Ma 3 cylindry, co nie wszystkim przypadnie go gustu, ale wnętrze wyciszono bardzo dobrze, przez co charakterystyczne brzmienie jednostki nie jest aż tak męczące. Do przeniesienia napędu może służyć 6-biegowy manual lub 7-biegowy automat. Testowane auto zaopatrzone było w manualną przekładnię. Lewarek pracuje lekko i precyzyjnie, a poszczególne przełożenia są długie, wiec raczej nastawione na oszczędną niż sportową jazdę. Mnie praca tej skrzyni się podoba. Również 117 koni wystarczy do sprawnego przemieszczanie nie tylko w mieście, ale także w trasie. Natomiast sięgnąłbym po słabiej wyposażoną odmianę. Elektroniczne gadżety, szczególnie te z zakresu bezpieczeństwa, nie są mi potrzebne.

Michał Karczewski, fot. autora