Jazda Nissanem Leafem to kosmiczne uczucie. To najbardziej popularny samochód elektryczny. Nie żadna hybryda. Pieśń przyszłości? Wcale nie.

Już pierwsza generacja Leafa zyskała spora popularność i wierne grono wyznawców. Nowa miała do tego dodać atrakcyjny wygląd i jeszcze lepszy zasięg. Jeździłem kiedyś Leafem pierwszej generacji i było to wrażenie całkiem przyjemne. Oparte głównie o ciszy jaka panowała w tym aucie.

Druga generacja tego modelu również zrobiła na mnie dobre wrażenie. Jest o wiele ładniejsza od poprzednika. Wygląda jak „zwykły” kompakt, co w przypadku rodzinnego auta odczytuje jako zaletę. Ma bardzo duże i wygodne wnętrze oraz potężny bagażnik. Pod względem rodzinnej użyteczności trudno mieć do niej zastrzeżenia. Najbardziej interesujące wydawało mi się jednak jak użytkowanie elektrycznego auta sprawdzi się na co dzień. Nie mieszkam w domu jednorodzinnym, nie mam dostępu do garażu z gniazdkiem do lądowania. Jestem zmuszony oprzeć eksploatacje elektrycznego auta o ogólnodostępne źródła lądowania. Na szczęście Nissan reklamuje nowego Leafa informacja, że na jednym ładowaniu można nim pokonać dystans do 380 kilometrów. Robi wrażenie. Żaden w pełni elektryczny wóz w tej klasie cenowej nie ma do niego podejścia. I tu następuje zderzenie z praktyką. Testowy Leaf na pełnym lądowaniu pokazywał zasięg w granicach 200 km. Czy Nissan kłamie? Nie. W końcu w reklamie powiedziano, że możliwy zasięg to maksymalnie 380 kilometrów, wiec ww. realna wartość mieści się w tych granicach. Czy pozostaje niedosyt? Niestety tak.

Liczyłem na to, że można ten samochód eksploatować tak jak całkiem normalny kompaktowy wóz, ciesząc się z zalet elektrycznego napędu, tankując go, powiedzmy, raz w tygodniu. Test auta przypadł na okres zimowy, gdy temperatura oscylowała wokół kilku stopni na plusie lub lekko spadała poniżej zera. Takie warunku na pewno nie sprzyjała autom elektrycznym. Natomiast w naszych warunkach trzeba pamiętać, aby dobrze zaplanować jazdę taki autem. Mimo, że komputer zaraz po naładowaniu pokazuje zasięg przekraczający 200 km, wcale nie znaczy, że tyle przejedziesz. Dokładnie zresztą jak w przypadku auta spalinowego. Warunki drogowe i styl jazdy są w stanie ten wynik skrócić. I o ile autem benzynowym zatankujesz na najbliższej stacji, to w przypadku elektryka nie jest tak prosto. Ja korzystałem ze stacji ładowania sieci Green Way. Są ulokowane na terenie największych marketów. Idea słuszna. Podłączam auto i idę na zakupy. Szybkie lądowanie Leafa trwa około półtorej godziny i wcale nie jest takie tanie. Koszt naładowania baterii to około 60 zł. Za taka kwotę da się przejechać wspomniane 200 km, czyli sporo taniej niż w przypadku większości aut spalinowych. Wymaga jednak skrupulatnego planowania trasy i poświęcania tych półtorej godziny na ładowanie. Ja tak długich zakupów nie robię zbyt często. Można oczywiście planować ładowanie w różnych centrach handlowych, umawiać się tam w knajpach ze znajomymi, ale chyba nie o to chodzi.

Trudno planować życie jedynie pod katem ładowania samochodu. Dlatego dopóki w Polsce nie powstanie potężna infrastruktura pozwalająca ładować tego typu samochody niemal na każdym kroku, sens ich posiadania widzę tylko wśród osób mieszkających w domach. Mogą podłączyć taki wóz na noc i kolejnego dnia ruszyć z pełnym akumulatorem. W przypadku mieszkańców bloków, którzy nie maja garaży, elektryczne auto w obecnych warunkach nie ma sensu. To szczególnie ciekawe biorąc pod uwagę ze niektóre kraje np. skandynawskie, za kilka lat w ogóle nie będą dopuszczać rejestracji aut spalinowych. Jestem ciekawy jak w praktyce będzie to komfortowe rozwiązanie dla użytkowników. Polska jest natomiast od tego rozwiązania lata świetlne. Lata świetlne od tego, aby fani motoryzacji mogli przekonać się jak porządnie wyposażonym i komfortowo jeżdżącym autem jest Nissan Leaf. W obecnej sytuacji niewielu naszych rodaków stanie przed dylematem, czy za 150 tysięcy złotych kupić w pełni elektrycznego Leafa czy Focusa RS. Traktuje w związku z tym Leafa jako manifestacje możliwości Nissana i zastanawiam się, czy letnie warunki pogodowe pozwolą zbliżyć się do deklarowanych przez producenta wartości zasięgu.

Michał Karczewski, fot. Nissan i autor, maj 2019