Nowy Explorer to unikatowy wóz. Trafił do oficjalnej europejskiej oferty w czasie, gdy wszyscy dążą do miniaturyzacji i ekologii. Ale spokojnie, na szczęście to hybryda.

Ford zastosował odważne posunięcie wprowadzając ten model do oferty na Starym Kontynencie. Typowo amerykański wóz wygląda dość egzotycznie na polskich ulicach. Do tego ma pod maską benzynowy silnik V6. W dobie proeuropejskiej ekologii nie powinien istnieć. Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek pomyślał jednak Ford i… zrobił z Explorera hybrydę. Dzięki temu unijni decydenci już klaszczą z radości na wieść o możliwości ładowania tego wielkiego auta z przydomowego gniazdka (to hybryda typu plug-in), a entuzjaści motoryzacji zacierają ręce, chwaląc się przy kolacji z kumplami, że właśnie kupili nowy wóz z sześciocylindrowym silnikiem pod maską. Ich koledzy jeżdżą od dawna trzycylindrowymi „litrami” i mają nietęgie miny.

Explorer kompletnie nie nadaje się do miasta. Kolos długi na ponad pięć metrów i szeroki na ponad dwa nie pozwoli ci wcisnąć się z niewielkie luki parkingowe. Jest za to idealnym autem w trasę. Teoretycznie pozwoli zabrać na pokład nawet 7 osób. Pod podłogą bagażnika są dwa składane fotele. Ja jednak wybieram jazdę w cztery osoby, za to ze sporym bagażem. W takim przypadku nikomu nie zabraknie miejsca. Wóz dostępny jest tylko w jednej z dwóch wersji wyposażenia – ST Line lub Platinum. Wystarczy. Różnice między tymi wersjami ograniczają się głównie do stylistyki. Ich cena jest niemal identyczna. Ale Platinum ma kokpit częściowo wykończony skórą i jesionowym drewnem. Wygląda to ładnie i jest zaskakująco dobre jakościowo, jak na amerykańskie auto. Widać, że wzięto poprawkę na wymogi rynku europejskiego. Przyjemnie miękka, skórzana kierownica jest na to dowodem. Szkoda, że część plastików tak łatwo się rysuje.

Hybrydę typu plug-in można ładować z gniazdka. Producent zapewnia, że ładowanie w „domowych” warunkach zajmie 6 godzin. Potem można pojeździć na prądzie, a gdy się skończy, skorzystać z trzylitrowego benzyniaka, który łącznie z silnikiem elektrycznym pozwala dysponować mocą 457 koni mechanicznych i maksymalnym momentem równym, uwaga, 825 Nm. Do przeniesienia napędu służy 10-biegowy automat. Nie może być inaczej, w końcu to amerykański wóz. Do tego napęd na cztery koła. Taki zestaw pozwala rozpędzić wielkiego Forda do pierwszej setki w 6 sekund. Kolejna także jest w zasięgu możliwości auta, i to bez trudu, gdyż przy mocnym wciśnięciu pedału gazu wóz wyrywa jak z procy. Można to sprawdzić wyłącznie na niemieckiej autostradzie. Natomiast jadąc Explorerem nie da się zapomnieć, że wóz waży niemal 2,5 tony. Bez pasażerów i bagażu. Do tego potrzebne są silne i wytrzymałe hamulce. I choć te zastosowane w aucie dają radę, to charakterystyka układu hamulcowego, który ma za zadanie odzyskiwanie energii, nie jest najszczęśliwszym połączeniem z autem o takich gabarytach. Trzeba o tym pamiętać.

Lubię mieć kontrolę nad samochodem. Jeśli jednak wolisz być wspomagany elektronicznymi systemami, wyposażenie Explorera przypadnie ci do gustu. Na pokładzie jest inteligentny tempomat, który sprawia, że auto w zasadzie samo się prowadzi. Szczególnie w połączeniu z asystentem pasa ruchu. Explorer potrafi sam przyspieszać do zadanej prędkości, hamować przed poprzedzającymi pojazdami, a nawet zatrzymać się np. przed rondem, by następnie samodzielnie ruszyć. Systemy całkiem skutecznie utrzymują też auto w pasie ruchu, nawet gdy kierowca puści kierownicę. Oczywiście jazda autonomiczna jest niezgodna z obowiązującymi przepisami, ale Explorerowi brakuje tylko niewielkich poprawek do pełnego osiągnięcia tej umiejętności. Być może gdybym pokonywał nim trasę z jednego stanu Ameryki Północnej, do drugiego, chętnie zdrzemnąłbym się za kierownicą, korzystając dodatkowo z miękkiego zawieszenia i tych wszystkich elektronicznych pomocników. Obecnie wolę jednak sam prowadzić i wybrać się tym autem na przykład na Dolny Śląsk. Niemal cała trasa z Polski Centralnej wiedzie drogami szybkiego ruchu, które w szczególności pozwalają docenić zalety tak dużego samochodu. Ruszam. Miasta będę omijał z daleka.

MK, fot. autora, wrzesień 2021