Nowe C3 jest na rynku zaledwie od czterech miesięcy, a już ma na koncie pierwsze sukcesy flotowe. Kilka sporych firm zamówiło w sumie pięćset takich samochodów. Ta informacja nieco dziwi. W końcu to takie słodki, damski samochodzik.

Nie do końca. Nowe C3 jest o wiele bardziej uniwersalnym wozem niż jego dwaj poprzednicy. To dopiero były damskie auta. Obecna generacja to raczej pojazd dla młodych ludzi – singli lub rodzin, które jeżdżą głównie po mieście, ale przede wszystkim chcą się wyróżnić. Podoba mi się mnogość możliwości spersonalizowana wyglądu tego auta. Sama stylistyka jest zresztą jednym z największych jego atutów. Jest taka jakiej oczekuje od francuskich samochodów – niebanalna i niepowtarzalna. Gdybym chciał auto „takie jak wszystkie” wybrałbym Volkswagena lub Skode.

Cechy indywidualizmu są na wagę złota w czasach, w których wszystkie auta staja się niemal takie same, a patrząc na każdy kolejny nowy model mam wrażenie, że gdzieś to już widziałem. W C3 można wybrać dach i lusterka w innym kolorze niż reszta nadwozia. Ciekawie wyglądają też plastikowe panele na bocznych drzwiach (Airbump). Powstały z myślą o ochronie karoserii przed parkingowymi uszkodzeniami, ale bez nich „francuskiemu mieszczuchowi” czegoś brakuje (jest puste przetłoczenie). Szkoda, że seryjnie są oferowane jedynie w najdroższej wersji Shine. Takiej jak nasza testówka.

W dodatku zapatrzona w najlepsza jednostkę silnikową, jaka można mieć w tym aucie. Emocjonować się 110-konnym benzyniakiem to jak cieszyć się, że kobieta o wzroście metr pięćdziesiąt ma piersi w rozmiarze E. Przerost formy nad treścią. Tu pod maską znajduje się 82-konna wersja benzynowego silnika 1.2 PureTech. Jednostka trzycylindrowa, wolnossąca, czyli pozbawiona modnego turbo. Zaskakująco dobrze napędza C3 w mieście, a przy tym pozwala utrzymać spalanie na rozsądnym poziomie. Nieźle wyciszona i zaskakująco żwawa. Lubi wyższe obroty i ma nawet zadziorne brzmienie. Na pewno wystarczająca i optymalna. Na mocniejsza odmianę z turbo szkoda pieniędzy.

W C3 podoba mi się charakterystyka zawieszenia, choć jest trochę niejednoznaczna. Pierwsze wrażenie jest takie, że auto jest wyjątkowo miękkie. Przyjemnie kołysze się na długich nierównościach. Wrażenie potęgują kanapowe fotele. Wreszcie jakaś odmiana w stosunku do modnych, twardych podwozi. W mieście komfortowe zestrojenie zawieszenia jest plusem. Ale wystarczą krótkie nierówności by mały Citroën dostał wyraźnych drgawek i zamanifestował niezadowolenie. Nad spójnością pracy tego zawieszenia można by popracować. Ale kierunek jest dobry.

Do gustu w nowym C3 nie przypadły mi dwie rzeczy. Pierwsza to twarde materiały wykończeniowe. Z daleka nieźle wyglądają. Duże powierzchnie plastikowe maja kolorowe wstawki. Jest tez ciekawa stylizacja – kontynuacja tego co na zewnątrz. Ale wszystkie plastiki kokpitu są twarde jak kamień. W topowe wersji Shine mogłoby być lepiej. Druga sprawa to praca skrzyni biegów. Zbyt długi skok lewarka i haczenia – nie tego spodziewam się po nowym modelu. Co na to użytkownicy aut flotowych, którzy będą spędzać w C3 wiele godzin dziennie?

Michał Karczewski, fot. autora, marzec 2017