Qashqai to winowajca rewolucji. Wiele lat temu Nissan postanowił na nowo zdefiniować klasę kompaktów i zamiast kolejnej Almery zaproponował crossovera. Wszyscy wtedy myśleli, że to chwilowa moda, a stało się wręcz przeciwnie. Niemal wszyscy zaczęli tworzyć crossovery i SUV-y.
Klienci nie chcą już normalnych kompaktów. Wolą podwyższone auta. Pierwszy Qashqai był hitem, bo był unikatowy. Teraz na rynku jest już trzecia generacja. I ona nie jest już tak niesamowita, bo wszyscy przyzwyczaili się do tego typu aut. Obecnie aby się wyróżnić, trzeba sięgnąć po inne rozwiązania. Każdy producent ma w swojej ofercie SUV-a. Trzeba wymyślić coś innego. I Nissan wymyślił. W nowym Qashqaiu oferuje unikatowy napęd. W wersji e-POWER to samochód elektryczny z silnikiem spalinowym. Ale zaraz, przecież to hybryda. Tak, ale nieco inna. W tradycyjnej hybrydzie silnik spalinowy i elektryczny na zmianę napędzają koła. W qashqaiu e-POWER jest wprawdzie silnik spalinowy, ale on nigdy nie napędza kół. Służy jedynie jako agregat do ładowania baterii. Koła napędza silnik elektryczny. Wygląda więc na to, że jest to samochód elektryczny, którego nie trzeba ładować na mieście, bo ładuje się sam.
W praktyce wrażenia są podobne do innych hybryd. Co jakiś czas włącza się silnik spalinowy i pracuje jednostajnie na wysokich obrotach. Trochę za głośno jak na elektryka. Gdy auto jedzie na silniku elektrycznym jest znacznie lepiej. Szczególnie przy spokojnej, miejskiej jeździe. W trasie, podczas przyspieszenia, daje o sobie znać skrzynia CVT. To niestety standard tego typu rozwiązań. Całe szczęście, że na pokładzie jest dobry zestaw audio marki Bose. Podkręcam głośniej muzykę i patrzę na spalanie. Qashqai ma całkiem spory apetyt na paliwo. W przeszłości zdarzało mi się jeździć Qashqai’ami z dieslem. Francuskie dCi było wyjątkowo oszczędne. Standardem było spalanie na poziomie 5-6 litrów na setkę. Teraz ma być bardziej ekologicznie, wiec diesla nie ma w ofercie. Ale wersja e-POWER potrafi palić średnio nawet 8 litrów na setkę. Ten agregat prądotwórczy, o którym wspominałem, to całkiem spory silnik – turbodoładowane, trzycylindrowe 1.5. Z powodzeniem mógłby samodzielnie napędzać to auto. Qashqai’em przejechałem w sumie 1100 kilometrów. Głównie drogami szybkiego ruchu i po niewielkich górskich miasteczkach. Była to zatem albo jednostajna jazda z prędkością 120-130 km/h, albo wyjątkowo wolna jazda z granicach 50 km/h. Średnie spalanie z takiego dystansu to 6,2 litra. Finalnie nieźle, ale dynamiczniejsza jazda od razu podbija wynik.
Qashqai ma przestronne wnętrze. Miejsca nie brakuje przede wszystkim z przodu. Podoba mi się wykończenie. Materiały są miękkie i niejednolite. Są granatowe elementy przypominające fakturą skórę, są ciekawe przeszycia. W konsoli centralnej króluje duży dotykowy ekran. Ma przyjemnie wyglądający interfejs i dobrze reaguje na dotykową obsługę. Jest też nawigacja mająca wsparcie Google. Niestety nie widzi wielu dróg. To nadal nie jest rozwiązanie mogące zastąpić nawigację w smartfonie. Szkoda, bo na wielkim ekranie wszystko bardzo dobrze widać i jest to bezpieczniejsze niż zerkanie na smartfona. Doceniam sporo fizycznych przycisków. Cały panel wentylacji jest tradycyjny, nie trzeba niczego szukać. Wrażenie przestrzeni poprawia szklany dach. Z tyłu miejsca nie brakuje na szerokość i nad głową, ale nie ma możliwości wygodnego wsuniecie stóp pod przedni fotel. Akumulatory wymuszają taki kształt podłogi. Rozczarowała mnie wielkość bagażnika. Qashqai to spore auto, a z trudem udało się spakować 3 osobom na kilkudniowy wyjazd.
Chętnie sprawdziłbym w pełni benzynową wersji tego modelu, z manualną skrzynią. W ofercie jest taka odmiana z silnikiem znanym z Renault i Dacii, czyli turbobenzynowym 1,3. Oferowana w dwóch odmianach mocy. Ten silnik ma 4 cylindry, co dziś jest rzadkością. W wersji e-POWER mam wrażenie, że gdyby benzynowy silnik napędzał koła, to efekt byłby podobny i można by się obyć bez jednostki elektrycznej. Natomiast auto mi się podoba. Szczególnie w wersji Tecna+. Ma atrakcyjne dwukolorowe malowanie nadwozia i 20-calowe koła. Doceniam też znakomite, w pełni LED’owe reflektory. W nocy doskonale oświetlają drogę i mają bardzo naturalną barwę światła. Fanów dynamicznej jazdy pozytywnie zaskoczy sztywne zawieszenie i całkiem posłuszny układ kierowniczy. Dla mnie auto było nieco zbyt twarde. Wersja e-POWER to obecnie topowa odmiana. Również cenowo. Pamiętam jak topowa odmiana pierwszej generacji tego modelu, ze 150-konnym dieslem, sprzedawana była w cenie ok. 100 tysięcy złotych. Obecnie za testowaną wersję nowej generacji trzeba zapłacić dwa razy tyle.
MK. fot. autora, kwiecień 2023