Nowoczesność i tradycja – Suzuki S-CROSS 1.4 2WD Elegance

Zaczęło się w połowie lat dwutysięcznych, od modelu SX4. Wtedy właśnie Suzuki zaproponowało kompaktowego crossovera, powstałego we współpracy z Fiatem. Auto szybko stało się przebojem.

Rodząca się w tamtym czasie moda na SUV-y i crossovery sprawiła, że nowy model spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Łączył kompaktowe rozmiary zewnętrzne z przestronnym wnętrzem. Projektanci postawili na funkcjonalność, a nie efekciarstwo. Wóz był nieco podwyższony, wiec dobrze nadawał się także na rekreacyjne wypady za miasto lub weekendy na działce. Pamiętam, że ten samochód mógł mieć pod maską naprawdę solidnego, dwulitrowego diesla o mocy 135 koni, który zmieniał ten niewielki pojazd w prawdziwą rakietę. Producent poszedł za ciosem i kilka lat później zaproponował następcę, który miał podobne cechy zewnętrzne, ale był już autem większym. Wtedy do nazwy dodano dopisek S-Cross. Obecnie na rynek wjechała druga generacja tego modelu. Pełna nazwa tego modelu to SX4 S-Cross, choć chyba samo Suzuki o tym nie pamięta, bo na stronie internetowej samochód opisywany jest wyłącznie jak S-Cross. Emblemat na tylnej klapie jednak nie kłamie. Nieważne jak się nazywa, ważne że wygląda lepiej od swojego poprzednika. Pod koniec produkcji poprzednia generacja miała bowiem mały wypadek w postaci liftingu i zmienionego frontu nadwozia. Patrząc na nią wtedy miałem wrażenie, że sama jest z tego niezadowolona. Staram się jednak zapomnieć tamten „wyraz twarzy”, co nie jest trudne patrząc na nową generację. Wygląda o wiele lepiej. Nadal jest utrzymana w nieco terenowej stylistyce. Podkreślają ją nielakierowane elementy zderzaków oraz plastikowe nakładki na nadkola. Wóz po raz kolejny stał się większy. Teraz ma już ponad 4,3 metra, wiec jest ok. 20 centymetrów dłuższy od swego prekursora.

Każdy kto zna inne modele Suzuki, szybko odnajdzie się we wnętrzu tego modelu. Podobna stylistyka zegarów i pozostałej części kokpitu. Wiele dobrze znanych przycisków. To wnętrze spodoba się tradycjonalistom. Mimo, że to najnowszy model, nadal znajdziesz w nim tradycyjne, analogowe zegary i sporo guzików w konsoli centralnej. Mnie się to podoba. Ale aby nie było całkiem retro, jest też duży, dotykowy ekran, w górnej części deski rozdzielczej. System multimedialny zyskał nowy interfejs. Jest o wiele ładniejszy niż w starszych modelach producenta. Testowana wersja była wyposażona w system kamer, w tym kamerę 360 stopni. Bardzo przydatne rozwiązanie podczas manewrów parkingowych. W S-Crossie nadal siedzi się wysoko, nadal jest też sporo miejsca, zarówno z przodu, jak i z tyłu. I nadal jest spory wybór wersji, zarówno wyposażeniowych, jak i napędowych – można na przykład sięgnąć po odmianę 4×4 z automatyczną skrzynią biegów.

Za to w przypadku silników nie ma wyboru. Nowe Suzuki może być napędzane wyłącznie benzynowym 1.4 o mocy 129 koni mechanicznych. I to najlepszy element tego wozu. Sprawdzona jednostka napędowa zasila wiele modelu japońskiej marki. Dostępna jest zarówno w Vitarze, jak i Swifcie Sport. Silnik, który pierwotnie miał 140 koni mechanicznych, zyskał ekologiczne wspomaganie w postaci miękkiej hybrydy, ale te 129 koni, które pozostało sprawia, że S-Cross jest autem bardzo dynamicznym. Testowana wersja miała napęd 2WD i przy mocnym wciskaniu gazu zdarzało się buksowanie przednimi kołami. Zgodnie z danymi na stronie producenta, auto przyspiesza do setki w 10,2 sekundy, ale subiektywne wrażenia są lepsze. Spora w tym zasługa turbodoładowania, ale i ogólnego charakteru tego silnika. Jednocześnie silnik jest cichy i mało pali. Podoba mi się decyzja, aby S-Crossa oferować właśnie z tym motorem.

Podsumowując, to nie są tanie rzeczy. Podstawowa wersja kosztuje niemal 100 tysięcy złotych. Lepiej jej jednak nie wybierać. Widziałem takie auto na ulicy i wyglądało dość biednie. Zdecydowanie lepiej sięgnąć po bogatsze odmiany, które mają wspomniane stylistyczne dodatki, a do tego relingi, ładniejsze alufelgi, czy przednie światła przeciwmgłowe. Testowana odmiana Elegance z manualną skrzynią i napędem na jedną oś kosztuje 17 tysięcy więcej niż wersja bazowa, ale szalejąc w konfiguratorze można dojść finalnie do kwoty niemal 140 tysięcy. To cena za auto z napędem na cztery koła i topowym pakietem wyposażenia. Sporo, ale w zamian dostajesz nowy model, który w ciekawy sposób łączy nowoczesność z tradycją.

MK, fot. autora, lipiec 2022