Po terenowych aspiracjach X-traila pozostało już tylko wspomnienie. Nie były one zresztą udawane. Nie były też na wyrost. Ten samochód naprawdę potrafił sporo zdziałać poza utwardzonymi drogami. Miał wygląd nawiązujący do tradycyjnych terenówek – kanciasty, siermiężny, ale jednocześnie dzięki temu całkiem atrakcyjny.

Dziś pomysł na X-traila jest zupełnie inny. Zrezygnowano w terenowych rozwiązań na rzecz mody. Taka jest zresztą ogólna tendencja – auta stricte terenowe nie są już tak poszukiwane jak dawniej i – poza nielicznymi przypadkami – ich kolejne generacje stają się coraz bardziej miejskie. X-trail jest wiec miejskim crossoverem. Tak przynajmniej mówi reklama. Jednak gabaryty auta wskazują na to, że świetnie poradzi sobie nawet w dłuższych trasach, czy jako kompan podczas wypadów wymagających zabrania sporych ilości bagażu. W dodatku może być także autem 7-osobowym. W tym zakresie zastąpił Qashqai’a +2, który zniknął z oferty wraz z kolejną generacją bestsellerowego kompakta

Ale nie tylko ilość miejsc zbliżyła X-traila do Qashqai’a. Również stylistyka obu aut, zwłaszcza w przedniej części jest łudząco podobna. Z tyłu większy brat ma już więcej indywidualizmu. Zresztą podobnie jest w środku. O ile kokpit okazuje się wspólny z Qashqai’em to sama kabina jest bardziej funkcjonalna. Tylna kanapa ma możliwość regulacji siedziska – wybierasz zatem większy bagażnik lub przestrzeń na nogi. Jednak realny sens ma to głownie wtedy, gdy zamówisz wersję z dwoma dodatkowymi siedzeniami w bagażniku. Nawet bez regulacji kanapy miejsca na nogi pasażerów jest bowiem sporo, a przestrzeń w bagażniku jest wystarczająca. Wyjeżdżających na wczasy ucieszą wyjmowane panele, umożliwiające regulacje wysokości podłogi w kufrze. Mnie zmartwił brak haczyków na torby – przy codziennych zakupach to spora niedogodność, gdy wszystko przewraca się po bagażniku.

Rzut oka pod maskę, a tam turbodiesel o pojemności 1.6 litra i mocy 130 koni mechanicznych. Jednostka znana ze stajni Renault. Wiele już o niej napisano. Jest oszczędna, elastyczna i mimo relatywnie niewielkiej mocy, dobrze daje sobie radę z napędzaniem japońskiego crossovera. Niestety jest w tym wszystkim łyżka dziegciu. Do przeniesienia napędu naszej wersji użyto bezstopniowej skrzyni Xtronic, czyli po prostu CVT. Mamy wiec jeden bieg do przodu, jak w skuterze, co w efekcie powoduje niemiłosierne wycie podczas przyspieszania. Tu złagodzono nieco tę bolączkę poprzez sześć wirtualnych przełożeń. Komputer „udaje”, że zmienia biegi obniżając obroty przy dynamicznych przyspieszeniach. Ogólnie jednak ani przez chwilę nie da się zapomnieć, że pod maską pracuje diesel. Zrzucam to na karb niewystarczającego wygłuszenia, bo wyraźnie słyszalna jest także praca zawieszenia, męczonego stołecznymi dziurami.

SUV-y i crossovery kojarzą się z napędem na cztery koła. W naszym przypadku X-trail napędzany jest jedynie na przednią oś. To rozwiązanie znacznie tańsze i pewnie bardziej popularne, bo większość odbiorców kojarzy użyteczność napędu na cztery koła tylko w przypadku jazdy terenowej. To błąd. Taki napęd znacznie poprawia trakcję podczas codziennej eksploatacji, niweluje podsterowność w zakrętach i pomaga kontrolować auto na nawierzchniach o słabej przyczepności. Warto wiec za niego dopłacić. Również silnik z rodziny dCi godny jest polecania, głównie ze względu na delikatne obchodzenie się z paliwem. Natomiast automatyczną skrzynie w przypadku X-traila zdecydowanie odradzam. O wiele lepsza jest standardowy, sześciobiegowy manual. Na koniec ciekawostka – wersja 4X2 z dieslem i automatem kosztuje tyle samo co ta z manualną skrzynią i napędem 4×4. Wybór jest więc oczywisty.

Michał Karczewski, fot. autora, styczeń 2016