Puma ST to bezkompromisowe auto. Wiec jeśli nie jesteś gotowy na ekstremalne doznania, lepiej odpuść sobie tę wersję.

Puma jest nieco większa od Fiesty, ale o wiele bardziej muskularna. Dodatkowo podwyższona, bo najmodniejsze są dziś SUV-y. Ale niech cię to nie zwiedzie, bo na 19-calowych, niskoprofilowych oponach nie staniesz się pogromcą miejskich krawężników. Możesz za to poszaleć na torze. A wybierając Pumę w jaskrawym zielonym kolorze – również zadać szyku pod modnym klubem. Ja klub sobie odpuszczę, ale na tor chętnie ruszę. Tym bardziej, że jak w każdym Fordzie prowadzenie jest bardzo dobre.

Podoba mi się szybka reakcja układu kierowniczego. Wóz posłusznie daje się wrzucać w kolejne zakręty i nie zaskakuje negatywnie kierowcy. W dodatku skrócone przełożenie powoduje że wystarczy niewielki ruch kierownicą, aby auto posłusznie zmieniło tor jazdy. Puma jest o 14 centymetrów dłuższa od Fiesty, ale to nadal zwarte auto. Wersja ST jest wyjątkowo bezkompromisowa. Sztywne zawieszenie, głośny wydech, twarde fotele Recaro. Jest też wyjątkowo szybka. Do setki przyspiesza w 6,7 sekundy. Jedną z funkcji komputera jest stoper, więc będziesz mógł sprawdzać jak skutecznie poprawiasz czasy. Pomoże w tym Launch Control.

Pod maską wersji ST pracuje 1.5 litrowy turbobenzyniak o mocy 200 koni. To jednostka znana z Fiesty ST. W większej Pumie radzi sobie równie dobrze. Wprawdzie siedzi się w tym modelu nieco wyżej, przez co wydaje się mniej sportowo, ale te 200 koni powoduje, że wóz wyrywa do przodu w każdym zakresie obrotów. Podoba mi się praca 6-biegowej, manualnej skrzyni. Lewarek ma krótki skok i działa precyzyjnie. Mniej przemawia do mniej jednak umiejętność dezaktywacji jednego z cylindrów półtoralitrowego silnika. Odbywa się to przy równomiernej, spokojnej jeździe, w określonym zakresie obrotów (około 2000 obr./min.). Wyraźnie wyczuwam, gdy silnik zaczyna pracować na dwóch cylindrach.

Tej przypadłości nie odnajduję w drugiej Pumie, którą miałem okazję testować. To wersja zaopatrzona w wielokrotnie nagradzany silnik 1.0 Ecoboost. Tutaj ma aż 155 koni, dzięki temu, że to hybryda. Jest więc 125 konny silnik benzynowy, wzmocniony elektrycznym generatorem. Takie wspomaganie ma powodować mniejsze zużycie paliwa i co za tym idzie niższą emisję dwutlenku węgla. Energia jest odzyskiwana przy hamowaniu i przy odpuszczeniu pedału gazu – czuję wtedy, że auto nie toczy się swobodnie, a wyraźnie zwalnia.

Największym zaskoczeniem jest jednak to, jak dobrze ten silnik dogaduje się z automatyczną skrzynią. Ta wersja Pumy została bowiem zaopatrzona w dwusprzęgłowy automat Powershift. I to rozwiązanie sprawdza się fantastycznie. Żadnych szarpnięć, czy zawahań. Biegi zmieniane są szybko i gładko. Dokładnie wtedy, gdy tego oczekujesz. W dodatku jest tu normalny lewarek automatycznej skrzyni – w innym osobowych modelach Ford z niego zrezygnował, na rzecz mniej wygodnego pokrętła.

Słabsza Puma wygląda prawie jak ST. To wersja ST-line. Brakuje sportowych foteli, czerwonych zacisków hamulców, czy głośnego wydechu. Nieco inne jest też wykończenie kokpitu, a felgi są mniej spektakularne. Mnie to natomiast nie przeszkadza. Auto i tak wygląda bardzo dobrze. Nie jest natomiast tak ekstremalne jak ST, co przy codziennym użytkowaniu jest dla mnie zaletą. Nie będzie tak szybkie na torze, ale jego zawieszenie, choć nadal sztywne, nie jest aż tak twarde.

Poza tym oba auta mają identyczną funkcjonalność. Podoba mi się, że niezależnie od wybranej wersji, wnętrze Pumy ma zawsze ten sam uniwersalny charakter. Jest w nim wystarczająco dużo miejsca, a do tego ogromny kufer. Zaskoczeniem jest to, że pod podwójną podłogą kryje się ogromna przestrzeń, wykończona łatwo zmywalnym plastikiem. Idealne rozwiązanie na wożenie brudnych rzeczy.

Auta testowałem w różnych warunkach. Wersję ST przy dobrej pogodzie, u schyłku jesieni. Odmianę z litrowym silnikiem nieco później, przy zimowej aurze. Mocniejszą odmianę wybrałbym, gdybym często jeździł na tor i miła szansę na wykorzystanie jej możliwości. Doceniam niezwykle żywiołowy silnik, który świetnie reaguje na każde dodanie gazu. Gdybym jednak miał jeździć Pumą na co dzień, sięgnąłbym po wersję ST-line, ze 155 konnym, litrowym silnikiem. Głównie dlatego, że można ją mieć w połączeniu z automatyczną skrzynią, z którą ten silnik doskonale się dogaduje. Było to wielkie, pozytywne zaskoczenie. Poza tym wprawdzie lubię sportowe auta, ale wersja ST-Line zapewnia nieco więcej komfortu niż bezkompromisowa odmiana ST. Dla mnie to argument…za słabszą odmianą.

MK, fot. autora, styczeń 2022