Dawno nie widziałem auta, które z generacji na generację przeszłoby tak rewolucyjną zmianę. Można powiedzieć, że Hyundai miał ułatwione zadanie. Jego i20 w ogóle nie liczyło się w klasie miejskich aut. Na poważnie było wybierane jedynie przez floty.

Jak rozumiem było relatywnie takie, a flotowa oferta koreańskiego producenta okazywała się konkurencyjna. Ale obiektywnie patrząc było autem przestarzałym, bardziej tkwiącym w realiach swojego poprzednika Getza niż nowoczesnych modeli konkurencji. Tymczasem kiedy na rynek wjechała kolejna generacja okazało się, że to rewolucja i majstersztyk. Na to czekałem.

Nowa i20-tka okazuje się jednym z najlepszych aut w swoim segmencie. Nie boi się liderów jak Fiesta czy Fabia. Nie ma przed nimi kompleksów i bardzo dobrze, bo wcale nie musi. Ma jednak zupełnie inny charakter. Nie aspiruje do miana auta o sportowym charakterze. Wręcz przeciwnie, gdy słowo „sportowy” odmieniany jest przez wszystkie przypadki w folderach reklamowych kolejnych producentów, i20-tka stawia na komfort. Znakomicie zestrojone podwozie resoruje komfortowo, choć mam wrażenie, że w testowanym przeze mnie dieslu jest zestrojone bardziej sprężyście niż w benzyniaku, którym jeździłem podczas polskiej prezentacji. Nie mnie jednak jest wygodnie i cicho. Cicho, bo właśnie do wygłuszenia wnętrza, także od strony podwozia, włożono tu wiele pracy (specjalne maty wygłuszające).

Jeśli nie jest sportowo to może oszczędnie? Mimo, że podwozie i układ kierowniczy z powodzeniem nadawałyby się do wykorzystania w mocniejszych odmianach, do testu otrzymaliśmy oszczędnego turbodiesla. Nie jest to jednak wóz dla maruderów – 90 koni drzemiących pod maską i 240 Nm maksymalnego momentu obrotowego, dostępnego w zakresie 1500-2500 obr./min. wystarczy, aby sprawnie napędzać małego Koreańczyka. To zresztą najmocniejszy diesel jakiego można mieć w i20 – jest jeszcze 75-konna odmiana o mniejszej pojemności. Mocniejsza wersja świetnie sprawdza się w codziennej jeździe, choć hitem sprzedaży się nie stanie. No chyba, że flotowej. Powód? Oczywiście cena. Większość prywatnych odbiorców sięgnie po 84-konne, benzynowe 1.2, które całkiem dobrze pasuje do małego auta (relację z pierwszego spotkania z tym silnikiem możecie przeczytać tutaj) lub 100-konne, benzynowe 1.4 na spotkanie z którym czekam z niecierpliwością.

Moim zdaniem nowy i20 ma wszelkie cechy, dzięki którym mógłby zawojować rynek Czy tak się stanie? Na razie udało mu się zawojować szkoły jazdy. Hyundai zasilił je w takie auta, przez co na ulicach zaroiło się od nowych i20-tek. Auto jest ładne i dopracowane, daje przyjemność z użytkowania, ale koreański producent coraz bardziej się ceni i nie ma już co liczyć na to, że kartą przetargową w wyborze i20-tki może być cena. Bogato wyposażone egzemplarze kosztują tyle co auta kompaktowe. Czyli podobnie jak u bardziej uznanej konkurencji. No dobrze, producent jest pewny swego, oby mu się to opłaciło. Patrząc na zalety miejskiego Hyundaia nie mam wątpliwości, że warto go rozważyć sięgając po nowoczesny model segmentu B.

Michał Karczewski, fot. autora, lipiec 2015