Takich aut jak Citigo powinno być więcej. Małe, kolorowe, idealnie spisujące się w mieście. Włosi dawno już to zrozumieli. Polacy jeszcze nie.

Najmniejsza Škoda wybierana jest głownie przez firmy. Polacy wolą większe auta za te same pieniądze. Rzecz jasna używane. Ale to Citigo świetnie sprawdza się w zatłoczonym mieście, oferując jednocześnie sporo przestrzeni w środku. W trzydrzwiowej wersji i żółtym kolorze kojarzy mi się z początkiem lat dziewięćdziesiątych i Cinquecento Sporting. Ten wóz był marzeniem młodzieży. Dziś młodzież o Citigo jakoś nie marzy. Czemu? Zmieniły się czasy, młodzi ludzie inaczej patrzą na świat. Są o wiele bardzie rozpaskudzeni niż ich starsi o dwie dekady koledzy. Ale ja na takie żółte Cinquecento patrze z sentymentem – może dlatego uważam Citigo za idealny miejski wóz. Gdybym używał auta głównie w mieście wolałbym ten model niż większa Fabię.

Wracając do włoskiej dygresji. W tym kraju samochód nie jest już wyznacznikiem statusu materialnego. U nas ciągle tak. Tam liczy się użyteczność na co dzień. W zatłoczonym mieście, gdzie zaparkowanie auta graniczy z cudem, małe pojazdy świecą trumfy. Jeżdżą nimi wszyscy – młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. U nas niestety nie ma takiego podejścia. Liczy się to ile samochodu da się kupić za dana kwotę. Trudno się zatem dziwić, że prywatnych użytkowników Citigo wziąć jest za mało.

Małe autka powinny być wesołe. Wesołe, czyli kolorowe. Do takiego zabawkowego wyglądu pasuje trzydrzwiowe nadwozie. Ale to rozwiązanie ma kilka minusów. Długie drzwi słabo sprawdzają się na zatłoczonych parkingach, a fotele nie maja pamięci ustawienia, przez co po każdym ich odchyleniu i przesunięciu, konieczna jest ponowna regulacja. Dlatego dobra alternatywą jest odmiana pieczęciowa. Na szczęście tak samo dostępna w kilku jaskrawych kolorach.

Citigo to zaskakująco obszerny wóz. Wiele osób jest zaskoczonych jak w tak małym aucie udało się wygospodarować tak wygodne wnętrze. Z przodu nikomu nie powinno brakować miejsca. Z tyłu dwie osoby średniego wzrostu również pojadą całkiem wygodnie. I do tego zaskakująco duży bagażnik – krótki, ale bardzo głęboki. I udało się z nim jeszcze zmieścić koło zapasowe.

Podoba mi się też prowadzenie tego malucha. W zakrętach nie ma nadmiernej tendencji do podsterowności. System kontroli trakcji nie ma wiele do roboty, ale szkoda,  że w tej wersji nie można jej choć trochę uśpić. Wtedy zabawa na zaśnieżonych parkingach byłaby jeszcze lepsza. Pod maską Citigo pracuje litrowy benzyniak, dostępny w dwóch odmianach  – 60 i 75-konnej. Testowany wóz zaopatrzony został w tę słabszą. W codziennej miejskiej jeździe nie miałem jednak wrażenie braku mocy. Jednostka jest żwawa i zadziornie brzmi.

Mocniejsza wersja jest raczej dla tych, którzy częściej rusza w trasę. Niezależnie od odmiany silnik jest oszczędny – to wielka zaleta tego malucha. Gorzej ze skrzynią biegów – nad wrzucaniem wstecznego należałoby popracować. Tym bardziej, że w bliźniaczym VW up!, gdzie wsteczny jest do przodu na brak precyzji nie można narzekać. To jednak niewielki minus tego rewelacyjnego autka. Dobrze by było, gdyby Polacy wzięli przykład z Włochów i do miejskiej jazdy wybierali typowo miejskie auta.

Michał Karczewski, fot. autora, styczeń 2018