Renault poszło drogą, którą niegdyś wyznaczył Nissan. Zamiast klasycznego kompakta zaoferowało crossovera segmentu C. O ile oczywiście taki segment jeszcze istnieje.
Jeśli chcesz obecnie kupić kompaktowe Renault to możesz mieć problem. Spalinowe Megane oferowane jest jeszcze tylko jako sedan, a takie nadwozie nie każdemu odpowiada. Poza nim w ofercie jest albo Captur, który może okazać się za mały albo większe SUV-y. Pozostałe modele kompaktowych rozmiarów są już elektryczne. W efekcie rolę jedynego spalinowego kompakta z gamie francuskiego producenta pełni Symbioz. To nowy model, który choć z przodu i z boku podobny do Captura, to jednak nieco od niego większy. Podobnie jak kiedyś Qashqai bezpowrotnie zastąpił klasyczną Almere, tak i Renault postanowiło zaproponować kompaktowego crossovera.
Na Symbioza patrzy się przyjemnie, ale głównie w nocy. Nie dlatego, że wtedy niewiele widać. Tylne lampy zostały wykonane w takiej technologii, że są przezroczyste, gdy są wyłączone, nie mają koloru, przez co szczególnie w połączeniu z szarym lakierem auta, niemal ich nie widać. Dopiero w ciemności, gdy zapalone są światła mijania, tył wozu nabiera właściwego wyglądu. Wtedy dobrze widać kształt lamp, które przypominają mi stylem Golfa VII. To całkiem dobry wzór, w końcu dawny król kompaktów. Całość nadwozia to raczej klasyka nowoczesnych crossoverów. Jest to więc karoseria kompaktowego hatchbacka, tyle, że podwyższona i nieco bardziej muskularna.
W środku szybko odnajdzie się ten, kto zna nowe modele Renault. Ale raczej Clio, niż te z wyższych segmentów. Szkoda, że producent nie zdecydował się na zastosowanie kokpitu z elektrycznego Megane, który obecnie jest stosowany także Australu czy Rafale. Jest tam większy i lepiej wyglądający ekran centralny. Ale także tu nie jest źle, bo centralny tablet stosowany w Renault to jedno z najlepszych tego typu rozwiązań na rynku. Ma ładną grafikę, czytelny interfejs i dobrze reaguje na dotyk. Dlatego choć wolę tradycyjne przyciski, to obcowanie z ekranami Renault nie jest dla mnie problemem. Podobają mi się francuskie flagi zdobiące wnętrze wersji esprite Alpine.
Niestety pod maską Symbioza próżno szukać silników z rodziny TCe, nie mówiąc już o dieslu. Auto dostępne jest tylko w jednej wersji i jest to pełna hybryda E-Tech. To dobrze znane, bo stosowane już w innych modelach rozwiązanie. Spalinowy silnik 1.6 oraz silnik elektryczny. Całość generuje moc 145 koni, a prędkość maksymalną ograniczono elektronicznie do 180 km/h. Zaletą tego napędu jest oszczędne obchodzenie się z paliwem, a wadą, niezbyt przyjemna praca – silnik spalinowy załącza się co jakiś czas, aby podładować akumulatory, pracuje wtedy dość długo i jednostajnie na wysokich obrotach. Do przeniesienia napędu użyto skrzyni automatycznej. Wolałbym, aby producent pozostawił wybór, jak na przykład w Clio, które też jest dostępne jako hybryda, ale można je nadal kupić w także wersji spalinowej.
Kompaktowe crossovery to nie są tanie rzeczy. Ceny Symbioza startują od niecałych 130 tysięcy złotych, ale na lepszą wersję wyposażenia i kilka dodatków trzeba wyłożyć w sumie mniej więcej 150 tysięcy. To dużo, ale konkurencja nie jest tańsza. Każda kolejna generacja Megane była sukcesem. Ale to były inne czasy. Kiedyś kompaktowe auta stanowiły najważniejszy segment sprzedaży. Dziś segmenty są na tyle zatarte, że często trudno stwierdzić, do jakiego można przyporządkować dany pojazd. Rynek sprowadza się właściwie do dużych i małych SUV-ów. Czas pokaże, czy klienci będą wybierać Symbioza równie chętnie, jak kiedyś Megane.
MK, fot. autora, luty 2025













