Jeśli cenisz niemieckie auta klasy premium, ale nie możesz zdecydować się co wybrać: Audi, BMW, czy Mercedesa – koniecznie sięgnij po Alfę.
W klasie premium niepodzielny prym wiedzie Wielka Trójka. Trzy najbardziej znane i uznane marki są niemieckie. Na dobrej drodze, aby dołączyć do tego hermetycznego grona, jest jeszcze Volvo, które choć formalnie w rekach chińczyków, jest dziś najbardziej szwedzkie od lat. Ale konserwatywne spojrzenie nie pozostawia złudzeń. Jeśli myślisz o markach premium, na myśl od razu przychodzi Audi, BMW i Mercedes. Stylistycznie oznacza to nudę i porządek. Taka przewidywalność się jednak podoba.
Ja jednak wolę odrobina szaleństwa i indywidualizmu. Kupując drogie auto nie chciałbym mieć tego co wszyscy. Chciałbym się wyróżnić, ale przede wszystkim chciałbym żeby auto cieszyło oko. Dlatego podobają mi się nowe Volvo i dlatego lubię Alfa Romeo. Auta rodem z Italii od zawsze miały w sobie to „coś”. Niestety włoska marka przez ostatnie lata nie rozpieszcza swoich fanów mnogością modeli. Od zakończenia produkcji modelu 159 w 2012 roku, w ofercie znajdowało się tylko miejskie MiTo i kompaktowa Gulietta. Brakowało modelu klasy średniej. A to właśnie z tego segmentu najbardziej znani są Niemcy. Alfa trochę na własne życzenie wypisała się z aspiracji do tego grona.
Dawniej ciekawych modeli włoskiego producenta było o wiele więcej. Nie mowie już o tych historycznych. Ale modele 155, czy 156 budziły emocje fanów aut klasy średniej. Potem wspaniała 159 i brak godnego następny przez wiele lat. Jeśli ktoś chciał mieć dobry wóz klasy średniej musiał sięgnąć po coś niemieckiego. Teraz ta długo wyczekiwana Alfa klasy średniej w końcu jest. Choć wcale nie było takie pewne, że kiedykolwiek się pojawi. Nazywa się Giulia. Jest piękna. Dokładnie taka jaka powinna być. Stylistycznie to najładniejszy wóz klasy średniej. Szczególnie w wersji Veloce, która nie będzie tak popularna jak podstawowa odmiana z dieslem, ale znacznie tańsza od topowego Quadrifoglio. Z ta popularnością to trochę przesada, na razie aut na drogach, przynajmniej naszych, nie widać. Ale to w pewnym sensie zaleta. Każda Giulia się wyróżnia i budzi sensacje. Oglądają się za nią przechodnie. Kierowcy innych aut rzucają dyskretne spojrzenia na światłach. Niektórzy pokazują kciuk uniesiony do góry. Widać ze auto się podoba. Zabawne że często ten pozytywny gest wykonują właściciele aut niemieckich. Czyżby ich następnym wyborem miała być Alfa?
Jeśli tak, zamiast diesla powinni wybrać benzynę. Wersja Veloce ma pod maską dwulitrowego, turbodoładowanego benzyniaka o mocy 280 koni mechanicznych. Silnik wystarczająco mocny, aby dynamiczna linia nie była jedynie obietnica bez pokrycia. Do tego obowiązkowo połączony z ośmiobiegowym automatem. Fani ręcznych skrzyń biegów muszą poszukać innej odmiany. Ale automat jest całkiem dobry – dwusprzęgłowa konstrukcja, szybko zmienia kolejne przełożenia – elegancko i bez szarpnięć. Dla tych, którzy lubią wziąć sprawy w swoje ręce, jest w niej manualny tryb, obsługiwany wielkimi łopatkami przy kierowcy. Są ogromne i ich obecność wymaga przyzwyczajenia (przeszkadzają nieco w obsłudze dźwigni kierunkowskazów i wycieraczek), ale gdy już z nich korzystasz czujesz się jak w Maserati. W tym całym zestawie podoba mi się jeszcze napęd na cztery kola Q4. Wprawdzie Giulia jest bazowo tylnonapedowa, co we wprawnych rekach może dać sporo frajdy, ale przy codziennym użytkowaniu napęd 4WD sprawdzi się lepiej – jest nieoceniony na śliskiej nawierzchni lub zimną.
Do Giulii mam właściwie jeden zarzut. Brakuje mi w niej konsekwencji włoskości. W parze za świetnym dizajnem zewnętrznym, nie idzie indywidualizm wnętrza. Nowa Alfa za bardzo przypomina w środku rozwiania znane z aut niemieckich. Podobne dźwigienki, przełączniki, wloty powietrza do złudzenia przypominają Audi, selektor automatycznej skrzyni biegów jest identyczny jak ten z BMW. Materiały są bardzo dobre, spasowanie też bez zarzutu, ale za dużo tych niemieckich wzorców. Alfę stać przecież na indywidualizm, co niejednokrotnie pokazywała w przeszłości. Oby projektanci przy okazji liftingu przenieśli do środka więcej włoskiego stylu. Przecież potrafią.
Michał Karczewski, fot. autora, sierpień 2017