W czasach wszechobecnych SUV-ów mały samochód jest jak objawienie. Konkurencja jest bardzo niewielka. Trzeba się spieszyć.

Jeśli szukasz obecnie miejskiego auta, możesz mieć problem. Wykreowana moda na SUV-y sprawiła, że producenci chcą oferować tylko takie auta, bo tylko takie się sprzedają. W przypadku małych aut jest odwrotnie. Tu zainteresowanie klientów gwałtownie spadło i spada nadal, wiec nikt takich aut już nie chce produkować. W efekcie szukając miejskiego auta wybór jest mocno ograniczony. Można sięgnąć po przestarzałą Pandę, VW UP’a albo coś koreańskiego, np. Kie Picanto. Wybór jest mały, a będzie jeszcze mniejszy, bo spora szansa, że te samochody nie będą miały już następców. Przynajmniej spalinowych. Podobny los spotyka nieco większe, ale nadal miejskie auta, czyli segment B. Szkoda, bo po mieście najlepiej jeździ się małym samochodem. Najłatwiej takie auto zaparkować i jest najbardziej zwinne.

Takie pojazdy mają jeszcze jedną zaletę. Są lekkie, wiec przy relatywnie słabym silniku, da się nimi osiągnąć świetne wrażenia z jazdy. Weźmy Hyundaia i10. To techniczny bliźniak wspomnianej Picanto. Pierwsza generacja tego wozu była koszmarnym mikrowanem, porównywalnym z Matizem. Kompletnie nie kojarzył się z dynamiczną jazdą. Aktualna, trzecia już generacja, wygląda o niebo lepiej. Szczególnie w wersji N line, która dostępna jest z najmocniejszym silnikiem. Litrowy turbobenzyniak ma trzy cylindry i 100 koni. Dzięki temu N line to nie tylko pakiet stylistyczny, ale realna frajda z jazdy. Takie podejście bardzo mi odpowiada. To coś w rodzaju GTI. Co ciekawe, w Picanto tego silnika w ogóle nie ma.

W takim aucie najbardziej liczą się wrażenia. A te są świetne. Dane techniczne mówią o 9,5 sekundy do setki, ale odczucia z zza kierownicy są jeszcze lepsze. Nie przepadam za brzmieniem 3 cylindrów. W dużym aucie to śmieszne. Ale w miejskim – pasuje. Jest zadziorne. W dodatku całkiem nieźle poradzono sobie w wibracjami jednostki. Nie są one wyczuwalne podczas jazdy, ani na postoju. Minusem jest pięciobiegowa skrzynią. Takie rozwiązanie pozwala uzyskać lepszą dynamikę, ale obecnie standardem jest jednak sześć biegów. To rozwiązanie podkreśla jedynie miejski charakter tego modelu.

Podoba mi się, że ten wóz ma naprawdę dobre wyposażenie. Zaczynając elementów wyglądu od zewnętrznego, czyli czerwonych dodatków do granatowego lakieru, spojlerów i podwójnej końcówki wydechu. Kończąc na stylistycznych elementach wnętrza, jak lepiej wyprofilowane fotele czy metalowe wykończenie pedałów. Na pokładzie znalazło się sporo dodatków z zakresu komfortu m.in. automatyczna klimatyzacja, podgrzewane przednie fotele czy elektryczny hamulce ręczny. Kiedyś w tak małych autach było to nie do pomyślenia. Ale dziś, gdy ich ceny osiągają absurdalne poziomy, można poszaleć i dorzucić parę dodatków. We wnętrzu brakowało mi jedynie dwuosiowej regulacji kierownicy (jest wyłącznie regulacja góra-dół). Problemem była także półka bagażnika, która nie ma mocowania do tylnej klapy. Podnosi się ją ręcznie, ale łatwo zapomnieć o opuszczeniu. W efekcie gdy ruszysz, zasłania całą widoczność w tylnej szybie.

Zanim i10 podzieli los pozostałych małych „zwykłych” samochodów, warto sięgnąć po ten model. Lubie jeździć po mieście autem, które najbardziej się do tego nadaje. Czyli małym. Nie ma problemów z parkowaniem, ani widocznością (o ile nie zapomnisz o opuszczeniu półki). SUV-y do miasta zostawiam pięknym paniom w futrach. Albo panom w nienagannych garniturach, z telefonem w ręku. Niebawem będziemy z sentymentem wspominać czasy małych samochodów, które świetnie sprawdzały się miejskim gąszczu lub jako drugie auto w rodzinie. Model przyszłości to nie dwa auta, tylko auto elektryczne i rower. Pies już nie – ma za dużą emisję dwutlenku węgla.

MK, for. autora, luty 2023