Oto najbardziej męskie ze wszystkich MINI. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wcale nie takie trudne, ale tu argumentów jest więcej. Najmocniejsze, najlżejsze, ale przede wszystkim najbardziej sportowe. I do tego ograniczone do dwóch tysięcy sztuk. Więcej nie będzie.

Każde MINI prowadzi się tak dobrze, że aż prosi się mocny silnik. Wersja Cooper S wydaje się wystarczająca. Dla wielu taka będzie. Zapewnia stado 184 koni, które chętnie rwą się do pracy, a dzięki świetnemu prowadzeniu pozwala tę moc wykorzystać. Ale taki samochód jak MINI, będący w końcu gadżetem mającym dawać frajdę z jazdy, prosi się o coś specjalnego. Dlatego powstało GP. Auto uznane przez producenta za najlepsze do tego, aby bić rekordy na Nürburgringu. Dokładnie taka wersja może być Twoja, pod warunkiem, że się pospieszysz.

W stosunku do Coopera S jest tu kilka istotnych zmian. Przede wszystkim auto jest mocniejsze. Pod maską drzemie silnik o takiej samej pojemności 1600 cm³, ale ma 211 koni. To jednak nic nowego, bo wersja JCW oferowana jest bez limitu i taki właśnie silnik posiada. W GP nie ma jednak tylnej kanapy. Zamiast niej czerwona rozpórka usztywniająca nadwozie. Efekt to mniejsza masa i bardziej bezkompromisowy standard. Teściowej wprawdzie na obiad nie zawieziesz, ale możesz się wybrać na pokaźne zakupy. MINI staje się bowiem małą bagażówką. To zupełnie przy okazji, gdy będziesz wracał z zabawy na torze.

Aby zadbać o lepsze prowadzenie w aucie zastosowano półslicki – opony posiadające tylko takie nacięcia, aby otrzymać homologację do użytku na drogach publicznych. Sprawiają one, że MINI klei się do drogi jeszcze lepiej niż na standardowych gumach (tak, to możliwe), ale trzeba pamiętać, że wymagają równego i przede wszystkich suchego oraz czystego asfaltu. Na mokrej nawierzchni płytkie nacięcie nie radzą sobie z odprowadzaniem wody, dlatego może być niebezpiecznie. To samo gdy asfalt pokryty jest niewielka warstwą piasku. Wtedy lepiej nie przesadzać z gazem w zakręcie, bo potężna moc może nas wystrzelić gdzieś w nieznane kierunki pobocza.

Nie jest więc tajemnicą, że MINI GP to auto zdjęte z toru i postawione na miejskiej ulicy. Tylko pozornie podobne jest to swoich słabszych i mniej ekstremalnych kolegów. W praktyce o komforcie jazdy możesz zapomnieć. Wydawało mi się, że brakuje w nim wyczynowych kubełków z czteropunktowymi pasami, ale szybko zorientowałem się, że gdyby takowe zastosowano, mój kręgosłup złożyłby się w harmonię. Dzięki temu, że firmowane przez Recaro fotele są sportowe, ale jednak normalne, a przy tym mają solidne podparcie lędźwiowe, można mówić przynajmniej o dobrej ochronie pleców.

MINI GP nie tylko nie ma kanapy, ale także systemu Start/Stop, podłokietnika, nawigacji, czy sterowania radiem z kierownicy. I wszystkie te braki okazują się tu wielką zaletą. Jest tylko prostota, świetna pozycja za kierownicą i tyle przycisków ile niezbędne. Spokojnie jest klimatyzacja – nie zdecydowano się na aż tak ekstremalne odchudzenie tego modelu. MINI GP jako auto limitowane stanie się pożądanym kąskiem dla tych którzy pragną prestiżu związanego z posiadaniem czegoś, czego sąsiad nie ma. Nie jest to raczej auto do kupienia jako jedyne w rodzinie. Nawet jeśli ktoś nie ma dzieci, na co dzień będzie pewnie chciał jeździć czymś bardziej komfortowym. To świetna zabawka na tor i na równe drogi, które choć nieliczne, to jednak w Polsce, a nawet Warszawie, się zdarzają. No i przede wszystkim jest to auto dla klientów świadomych i mniej lub bardziej doświadczonych w sportowej jeździe. Wprawdzie nie ma tu tylnego napędu, ale i tak auto wymaga pewnej ręki. Kobiety, hipsterzy i gadżeciarze niech lepiej wybiorą MINI One.

Michał Karczewski, fot. Maciek Medyj, lipiec 2013