Ford nadal potrafi robić dobre kompakty. Dobre, czyli takie, które dają frajdę z jazdy. Przykładem jest nowy Focus. Wygląda inaczej, ale nie zatracił cech charakterystycznych dla poprzednich generacji.
Focus od wielu lat jest wzorem tego, jak powinien prowadzić się kompaktowy wóz. Jest prekursorem, do którego konkurenci musieli dopiero doszlusować. Obecnie kompaktowe auta prowadzą się dużo lepiej niż 20 lat temu, ale i tak Ford wyznacza w tej dziedzinie standardy. Obawiałem się, czy nowa generacja Focusa będzie w stanie ten wysoki poziom utrzymać. W końcu nowe modele mają coraz więcej elektroniki i są coraz bardziej sztuczne. Ta rewolucja nie ominęła Forda, ale nadal przyjemność kierowcy jest tu na pierwszym miejscu. Dużo dalej jest to, co dla mnie mało istotne – ilość miejsca z tylu, czy wielkość bagażnika.
Do wyglądu poprzedniego Focusa przyzwyczaiłem się tak bardzo, że trudno mi było przekonać się do nowej generacji. Nie jest rewolucyjna względem rynku, bo kilka innych modeli jest do Focusa podobnych. Ale jest diametralnie różna od poprzednika. Niektóre marki stawiają na ewolucje. Dawniej głównie niemieckie, dziś także francuskie. Nowy model to często kosmetyczne zmiany zewnętrzne, zaś większe dopiero w mechanice czy elektronice. Tu jest inaczej, i gdyby postawić obok siebie poprzednią i aktualną generacje Focusa, widać że łączy je jedynie nazwa. Mnie takie podejście się podoba. Nowy model powinien być właśnie nowym rozdziałem a nie próba uśmiechania się do dotychczasowych właścicieli. Takie asekuracyjne podejście to pójście na łatwiznę.
Ford zaryzykował i sądzę, że kolejna generacja Focusa odniesie sukces, podobnie jak poprzednie. Ci którzy sięgali po ten model ze względu na jego własności jezdne nie zawiodą się. Posłuszny i szybki układ kierowniczy oraz sztywno zestrojone podwozie to cechy charakterystyczne tego modelu. W odmianie ST-Line jest to szczególnie wyczuwalne. Nie dość, że samo podwozie jest sztywniejsze niż w innych wersjach, zastosowano efektowne felgi o niskim profilu, które dodatkowo obniżają komfort. Jest to wiec wersja dla tych, którzy za mniejsze pieniądze chcą nie tylko wyglądu ST, ale zgodzą się również na bardziej sportowe prowadzenie. W mieście nie jest to zaletą, bo wszechobecne studzienki i słaba jakość asfaltów powodują nagminne podskakiwanie, a niski profil opony to dodatkowe ryzyko uszkodzenia koła.
Sztywne zawieszenie ma jednak zalety w trasie. Pewne prowadzenie na prostej i wysokie rezerwy bezpieczeństwa w zakrętach to te elementy, które lubiłem w poprzednich Focusach i które tutaj zostały utrzymane. To doskonale auto na kręte drogi. Chce się więcej i więcej bo frajda z ich pokonywania jest naprawdę duża.
Podoba mi się praca turbodiesla zastosowanego w testowanym aucie. To dwulitrowa, czterocylindrowa jednostka. Bardzo cichy silnik. Chodzi nie tylko wrażenia z dobrze wyciszonego wnętrza, ale także te odbierane po otwarciu maski. Podczas jazdy łatwo pomyśleć, że to benzyniak. Moc 150 koni mechanicznych to wartość wystarczająca w kompakcie zarówno w mieście, jak i podczas jazdy drogami szybkiego ruchu. Najbardziej zainteresowała mnie jednak ośmiobiegowa, automatyczna skrzynia. Ford zrezygnował z tradycyjnej wajchy na rzecz okrągłego selektora. Dzięki czemu potęguje się wrażenie przestrzeni w tunelu środkowym. Diesel z automatem to duet, który w przypadku Forda sprawdzał się nad wyraz dobrze. Świetnie dogadywał się w Mondeo, S-maxie i Galaxy. Sadziłem, że tu będzie podobnie. I o ile przy wyższych prędkościach faktycznie tak jest, to przy ruszaniu i delikatnym operowaniu gazem w mieście skrzynia potrafi poszarpywać. To trzeba poprawić, bo nie pasuje do tak dopracowanego samochodu.
Michał Karczewski, fot. autora, wrzesień 2019