Wiele marek samochodowych współpracuje ze sobą. Jedne mówią o tym głośno, inne nie. Nie każda współpraca opiera się o stworzenie konsorcjum na miarę grupy VAG lub PSA. Jakiś czas temu Toyota weszła we współpracę z BMW. Japończycy zaoferowali Niemcom swoje know-how w dziedzinie technologii hybrydowej. W zamian Niemcy zasilili Toyotę w silniki wysokoprężne. Jeden z nich trafił pod maskę testowanej Toyoty Avensis.

Można zapytać po co Toyocie te silniki, skoro sama od lat oferowała swoje jednostki tego typu. Ano Toyota konsekwentnie od lat stawia na rozwój technologii hybrydowej. Większość aut w ofercie tego producenta ma odmianę napędzana duetem spalinowo-elektrycznym. Poza tym japoński producent stawia teraz na rozwój modelu Mirai – auta napędzanego wodorem. Krótko mówiąc, stawia na znacznie bardziej nowoczesne technologie. Rozwój jednostek wysokoprężnych nie wpisuje się dziś w strategię marki. Znacznie sensowniej kupić coś sprawdzonego u sąsiadów.

Tym samym klienci japońskiej marki mogą zamawiać auta z jednostką wysokoprężną o pojemności 1.6 i mocy 112 koni mechanicznych (test Toyoty Verso z takim silnikiem znajdziecie tutaj) lub 2.0 o mocy 143 koni. W Avensisie dostępne są obie – pod maską naszego pracuje ta mocniejsza. Podoba mi się żywiołowa reakcja na gaz przy niskich obrotach. Maksymalny moment wynoszący 320 Nm dostępny jest przy 1750 obr./min. W przeciwieństwie do poprzednich diesli Toyoty, ta jednostka nie lubi wysokiego kręcenia. Lepiej jechać dołem i korzystać w momentu. Wtedy silnik odwdzięczy się niskim spalaniem – dane producenta mówią o średnim wyniku na poziomie 4,6 litra na setkę. Nie udało mi się nawet zbliżyć do tego wyniku, ale dane laboratoryjne w praktyce wypada włożyć miedzy bajki. Wiem jedno – silnik BMW pali mniej niż jednostka dwulitrowe D-4D Toyoty, w które zaopatrzony był testowany przeze mnie kilka lat temu Avensis.

Ogólnie dobrą ocenę jednostkę obniżają zbyt duży hałas i zbyt duże wibracje. Ta druga cecha widoczna jest też w BMW. Zarówno tam – weźmy chociażby Trójkę – jak i tu czułem wibracje na kierownicy i lewarku zmiany biegów. W jednym z czołowych modeli klasy średniej wyciszenie wnętrza powinno być lepsze. Co ciekawe 1.6 D-4D w testowanym wcześniej Verso pozbawiony był tych minusów. Może wiec lepiej sięgnąć po słabszą jednostkę. Avensis i tak nie ma cech auta sportowego, nie ma takich aspiracji. I bardzo dobrze, nie każdy wóz klasy średniej musi wpisywać się w tę modę. Tu jest sprężyste, wystarczająco komfortowe zawieszenie i bardzo przyjemne wnętrze.

To ostatnie wiele zyskało na niedawnym liftingu. Materiały są teraz znakomite. Mają różne faktury, ale zarówno w kokpicie, jak i obiciach tapicerskich są przyjemne w dotyku. Bez wątpienia najlepsze wśród wszystkich nowych Toyot, którymi jeździłem. Poprawiono tez stylistykę zegarów i całej deski rozdzielczej – jest bardziej nowocześnie, ale nadal czytelnie. Uwagę zwraca duży, centralny, dotykowy ekran – jest prosty w użyciu i bardzo czytelny.

Wygląda na to, że Toyota w przypadku Avensisa idzie dobrze znaną i utartą ścieżką. Diesel ze stajni BMW jest oszczędny, ale wbrew pozorom (konotacje niemieckiej marki) nie ma sportowych aspiracji. Irytuje mnie hałas jaki dociera do wnętrza, ale podoba mi się, że Avensis niczego nie udaje. Jest rodzinnym, bardzo dużym wozem do wspólnych wypadów na krótkie i dalsze wyjazdy. Ma obszerne i ładne wnętrze, rewelacyjnie wygodne fotele i porządnie zestrojone zawieszenie. Jeśli jednak jeździsz niewiele, sięgnij lepiej po któregoś ze sprawdzonych benzyniaków.

Michał Karczewski, fot. autora, luty 2016