Najczęściej jest tak, że każda kolejna generacja danego auta jest lepsza od poprzedniej. Czasem tylko w niektórych dziedzinach, ale jednak. Ale co zrobić z informacją, że jedno z twoich ulubionych sportowych aut będzie miało pod maską trzycylindrowy silnik?

Serio? Trzy cylindry w Fieście ST? Czytając pierwsze doniesienia na temat nowej generacji sportowego Forda nie byłem zadowolony. Raczej pełen obaw co wyprawia producent. Szczególnie, że w ofercie była jeszcze poprzednia generacja tego modelu w 200-konnej wersji. Napędzana doładowanych, czterocylindrowym 1.6. Świetny wóz. A tu taka wpadka. Moc 200 koni miała być teraz generowana z mniejszego silnika 1.5, w dodatku pozbawionego czwartego cylindra. Z jednej strony byłem ciekawy spotkania z tym nowym autem, z drugiej od razu założyłem, że będzie gorsze od poprzednika.

Gdy nowa Fiesta ST pojawiła się na rynku, udało się zweryfikować pierwsze doniesienia. Faktycznie auto ma trzy cylindry. Ale zaraz, zaraz w praktyce prawie w ogóle się tego nie odczuwa. Fachowcy z Forda dopracowali wydech na tyle dobrze, że podczas jazdy nie ma się wrażenia jazdy kosiarką, jak to jest przy trzech cylindrach.

Efekty są naprawdę dobre. Raz, że dźwięk okazuje się rasowy i nie ustępuje poprzedniej generacji. Dwa, że dynamika jest świetna i tym autem naprawdę można poszaleć. A trzy, że nowy silnik faktycznie okazuje się oszczędniejszy od poprzednika. Bolączką poprzedniej Fiesty ST było spalanie. Nie udawało mi się tym autem zejść poniżej 12 litrów. Nowa Fiesta przy takim samym stylu jazdy paliła 2 litry mniej. To spora różnica.

Podczas jazdy również czuć zmianę. Zawieszenie nowej generacji jest twardsze niż to zastosowane w poprzedniku. Nie jestem przekonany, czy ten zabieg był potrzebny. Wszak już poprzednik znakomicie się prowadził. Twardsze podwozie to mniejszy komfort podczas codziennej jazdy. A przecież większa, pięciodrzwiowa fiesta ma być funkcjonalnym autem na co dzień. Z drugiej jednak strony, gdy zechcesz skoczyć w weekend na tor, będzie zadowolony ze sztywno zestrojonego podwozia. Podoba mi się, że to auto niezmiennie kocha zakręty. Radzi sobie z nimi tak dobrze i jest przy tym tak precyzyjne, że sprawia masę frajdy. Daje też poczucie bezpieczeństwa i spory margines na błędy mniej doświadczonych kierowców.

Jasne, że wolałbym aby pod maską wersji ST pracował czterocylindrowy motor. Ale producent zadbał o to, żeby brak jednego „gara” był jak najmniej odczuwalny dla kierowcy. Puryści będą się krzywić, ale w praktyce jazda tym autem dale tyle emocji i frajdy, że łatwo zapomnieć o tej technicznej zmianie. To nadal piekielnie szybki hot-hatch. Szybszy niż kiedykolwiek. A w dodatku pozwalający skutecznie wykorzystać możliwości napędu. A o to przecież chodzi.

Michał Karczewski, fot. autora