Przeciętna rodzina nie jeździ po zakrętach na granicy przyczepności i nie chce dopłacać za wykończenie na poziomie klasy premium. Woli spokojne i oszczędne weekendowe wyjazdy za miasto i pakowne wnętrze oraz długą gwarancję. Dlatego wybiera i30-tkę.

Niska cena dawno przestała już być argumentem przemawiającym za zakupem koreańskiego auta. Kiedyś był to istotny atut, rekompensujący gorsze prowadzenie, czy jakość wykonania. Teraz kiedy kompaktowego Hyundai’a stawia się w testach obok klasowej czołówki, producent poczuł się na tyle pewnie, że cenniki nowych modeli nie odbiegają już o tych, które proponuje europejska, bardziej uznana konkurencja. W sumie to dość logiczne. Skoro wszyscy chwalą te auta, a mają one w dodatku dobra prasę, to czemu nie zarabiać na nich więcej, jeśli zainspirowani lekturą klienci i tak udadzą się do salonów koreańskich marek.

Jednak czy faktycznie i30-tka może być traktowana jako alternatywa dla Golfa czy Focusa? Moim zdaniem nie. Nawet jeśli jest w niej kilka rzeczy, które naprawdę się podobają i nawet jeśli jest wyraźnie lepsza od swojej poprzedniczki to grupa odbiorców tego modelu jest inna. Wydaje się zatem, że wspomniane auta zamiast odbierać sobie klientów, stanowią wzajemne uzupełnienie rynkowej oferty kompaktów. Jeśli bowiem ktoś potrzebuje samochodu, którym pogoni po zakrętach łamiąc niemal prawa fizyki – wybierze Focusa. Jeśli będzie oczekiwał świetnego wykończenia i bardzo efektywnych turbobenzyniaków sięgnie zaś po Golfa. A jeśli…no właśnie, kiedy sięgnie po i30?

Mnie w tym aucie najbardziej spodobał się silnik. Ten, którym jeździłem, to turbodiesel o pojemności 1.6 i mocy 136 koni. To mocniejsza z dwóch dostępnych jednostek o tej pojemności. Ma 300 Nm maksymalnego momentu, dostępnego w przedziale 1750-2500 obr./min. W praktyce motor całkiem nieźle przyspiesza właśnie poniżej dwóch tysięcy obrotów i raczej nie lubi wartości powyżej czterech tysięcy, ma więc typowo dieslowską charakterystykę. Pasuje nie tylko do miasta – gdzie pali zaledwie siedem litrów na setkę – bowiem w trasie przy wyprzedzaniu również nie miałem większych problemów. Do oszczędnego charakteru silnika pasuje siedmiobiegowa, automatyczna skrzynia biegów. To nowoczesna, dwusprzęgłowa konstrukcja. Nie jest zbyt szybka, ale zmienia biegi płynnie i bardzo dobrze dogaduje się z silnikiem wysokoprężnym. Dla mnie to świetne połączenie, choć jednocześnie dość egzotyczny duet. Większość klientów z pewnością wybierze skrzynię manualną, ale zapewniam – automat wart jest rozważenia.

Niezłe jest też podwozie, choć zupełnie inne niż w niemieckiej konkurencji spod znaku Forda czy Volkswagena. Jest ono teraz bardziej komfortowe niż w poprzedniku. Ciszej też pracuje na wybojach. Tworzy zgraną całość z miękkimi, wygodniejszymi niż dotychczas fotelami. W układzie kierowniczym zastosowano trójstopniowe wspomaganie. Znajdujesz przycisk na kierownicy, klikasz i wybierasz: Comfort, Normal lub Sport. Jestem zwolennikiem jak najmniejszej siły wspomagania. Zgodnie z logiką najbardziej powinienem lubić zatem tryb sportowy. W tym przypadku miałem jednak wrażenie zbyt dużej sztuczności pracy układu – w środkowym punkcie była jakby skokowa, słabo wyczuwalna i irytująca. Znacznie lepiej całość pracuje w trybie Normal, dość lekko, ale wystarczająco aby wyczuć auto i przede wszystkim płynnie. Comfort polecam na parkingowo-sklepowe manewry.

Mam już opinie na temat nowej i30-tki. Z dieslem jest dość szybka, ale przede wszystkim oszczędna. Wystarczająco dynamiczna na niskich obrotach. Z automatem – wygodna. Komfortowa z przestronnym wnętrzem i niebrzydkim wykończeniem, choć plastikami, które nie robią najlepszego wrażenia. Hyundai jest pewny siebie serwując to auto w cenach zbliżonych do bardziej utytułowanej konkurencji – cena bazowa jest niska, ale lepsze odmiany nie odbiegają już pod tym względem od konkurencji. Polacy umieją jednak negocjować w salonach i chyba polubili koreańskie modele.

Michał Karczewski, fot. autora, wrzesień 2016