Lubię Vitarę, bo choć nie jest już prawdziwą terenówką, to bije pod tym względem na głowę większość SUV-ów. Dawne Vitary to było coś, a teraz…teraz zmieniła się moda i terenówek nikt już nie chce.

Miękki i twardy. Tylko, który jest który? Wydawać by się mogło, że każda Vitara to twardziel. Szczególnie ta biała, z napędem na cztery koła. Ale pozory mylą. Biała wprawdzie jest terenowym wojownikiem i ma napęd na obie osie, ale to miękka hybryda. Nazywa się Mild Hybrid. Ma silnik spalinowy i wspomaganie akumulatorowe, żeby zmniejszyć spalanie (odzysk energii) i żeby unijni decydenci byli szczęśliwi. Ta druga, złota, nie ma wprawdzie napędu na cztery koła i bardziej nadaje się do miasta niż w teren, ale ona jest Strong. Tu unijni decydenci bija już brawa na stojąco. W nomenklaturze japońskiego producenta, Strong Hybrid oznacza pełną hybrydę, czyli taką, w której przez pewien czas można jechać tylko na prądzie, a napęd spalinowy i elektryczny wymieniają się wzajemnie bez udziału kierowcy i niemal niepostrzeżenie. Znacie to rozwiązanie z Toyoty.

Napędy napędami, ale trudno jest połączyć tradycję danego modelu, który był przecież terenówką, z modą. To właśnie udało się inżynierom Suzuki. Jest jeden warunek – musi to być wersja z napędem na cztery koła. Jadąc takim autem mam poczucie, że gdy wjadę w gorszy teren, nie będę musiał biec po traktor. Wóz ma niewielkie zwisy i kompaktowe rozmiary. Jest też lekki – waży 1165 kg. Wersja 4×4 ma pomiędzy fotelami selektor do zmiany trybu napędu. Najwygodniejszy jest tryb auto. Wtedy wóz jest napędzany na przód, ale w przypadku uślizgu przedniej osi, dołączana jest tylna. System sam dobiera optymalne parametry do danej nawierzchni. Można jeszcze wybrać tryb Sport, w którym silnik bardziej żywiołowo reaguje na pedał gazu, albo Snow, dedykowany na zimę. Można również spiąć na stałe napęd na obie osie, przy niewielkiej prędkości. To takie rozwiązanie, które wprawdzie nie jest tym, czym były dwie wajchy do spinania napędów w starszych modelach Suzuki, ale jednak można mieć tu jakikolwiek wpływ na ustawienie napędu. Elektronika zastąpiła mechaniczne rozwiązania. Takie czasy. Vitara w trybie AUTO chętnie „idzie bokiem”, w zakręcie, na luźnej nawierzchni, ale jednocześnie nie mam poczucia braku panowania nad autem. Raczej bezpiecznej kontroli. Wolę też manualną skrzynię biegów, choć w terenie automat potrafi być skuteczniejszy. O ile jest to klasyczny automat. W Vitarze już takiego nie ma. Jest skrzynia zautomatyzowana.

Gdybym nie patrzył na Vitarę jak na jednego z najbardziej terenowych SUV-ów (drugim jest Duster), to mógłbym sięgnąć po wersję 2WD z automatem. Takie auto ma zupełnie inny charakter. Nadaje się do miasta. Spory prześwit i opony z większym profilu poradzą sobie z krawężnikami. Ale uwaga, to Strong Hybrid, czyli coś zupełnie innego. W „zwykłej” Vitarze nie możesz już wybierać spośród wielu silników. Możesz sięgnąć po 1.4 Boosterjet o mocy 129 koni. Tak, ten silnik miał kiedyś ich 140, ale już nie ma, bo ekologia i takie tam. Ale to nadal ta sama, świetna jednostka. Czterocylindrowa! Montują ją w Swifcie Sport, wiec musi być dobra. Mało pali, a zapatrzona w nią Vitara nadal jest dynamiczna. No, ale to nie jest pełna hybryda, a Suzuki walczy o niższą emisję. Pod maską złotego egzemplarza pracuje zatem nieco inny zestaw. Prawdziwa hybryda, a nie jakaś tam miękka. To silnik o pojemności 1.5, połączony ze zautomatyzowaną skrzynią biegów ASG. Skrzynia manualna z automatycznym sprzęgłem. Co kto lubi. Jest to na pewno znacznie bardziej dopracowana konstrukcja niż lata temu w innych markach. Nie ma przykrego spowalniania przed każda zmianą biegów. Jej praca przypomina raczej CVT z zaprogramowanymi biegami. Wiecie, tak, aby kierowca miał wrażenie, że one faktycznie się zmienią (to rzeczywiście ma tu miejsce). Niemniej, ja stawiam na tradycyjne rozwiązania. Odkąd Vitara nie ma w ofercie klasycznego automatu, wybieram bez wahania manualną skrzynię. Całe szczęście, że nadal jest dostępna.

Zatem terenowy „miękiszon” i miejski „strongman” stają w szranki. Obaj wojownicy to odmiany tego samego auta, ale zupełnie różne. Rozumiem tych, którzy chętnie sięgnęliby po złotą Vitarę. Napęd na cztery koła nie jest im potrzebny, bo nigdy nie zjadą z asfaltu, a zautomatyzowana skrzynia biegów doda wygody w mieście. Ja sięgam po tego „słabego”, czyli odmianę z 48-voltową, miękką hybrydą. Przekonuje mnie napęd na cztery koła i manualna skrzynia. Miękka hybryda nie przeszkadza w eksploatacji. Przeciwnie – powoduje mniejsze spalanie (choć i tak wszystkie Suzuki od lat były oszczędne), i sprawia, że system start/stop działa niezauważalnie (brak klasycznego rozrusznika). Na tyle dobrze, że po raz pierwszy od dawna nie mam ochoty go wyłączyć.

MK, fot. autora, sierpień 2022