Lexus od lata stawia na hybrydy. Nie ma innego, popularnego producenta aut – nie licząc może uboższej siostry imieniem Toyota – który każdy swój model oferuje w wersji hybrydowej, a niektóre wyłącznie jako takie. To nie tylko ochrona środowiska, raczej dobrze skalkulowany wizerunek.
Choć przyznać trzeba, że Lexus całkowicie wycofał się z diesli i to ich rzekomym następcą ma być napęd hybrydowy. To słuszne o tyle, że nowoczesne diesle okazały się bardzo awaryjne i przekonali się już o tym nawet och najbardziej zatwardziali zwolennicy. Napędy hybrydowe, przynajmniej te opracowane przez inżynierów Toyoty, okazało się trwałe i bezawaryjne.
Hybrydy mają więc sens, ale tylko w mieście. Jeśli zamierzasz użytkować auto na trasach, sporo jeździć poza miastem, gdzie trzeba dużo wyprzedzać, lepiej o nich zapomnij i sięgnij po tradycyjną benzynę. W trasie, przy szybkiej jeździe napęd hybrydowy nie legitymuje się oszczędnością. Weźmy Lexusa IS 300h. Tradycyjnie dla aut tej marki napęd hybrydowy został połączony z bezstopniową skrzynią biegów CVT. Działa on jak w skuterze. Do przodu jest tylko jeden bieg. Przy próbach wyprzedzania, albo szybkiego zwiększania prędkości na autostradach, silnik wyje niesamowicie, będąc piłowanym na maksymalnych obrotach. Chcąc tego uniknąć można delikatniej traktować pedał gazu, ale wtedy przyspieszanie trwa wieki. Nie zawsze jest to możliwe, nie zawsze bezpieczne. To właśnie drugi minus, użytkowanie bezstopniowej skrzyni przy szybkiej i dynamicznej jeździe to prawdziwa męka.
Co innego w mieście. Tu hybryda pokazuje swoje zalety. Obligatoryjny system start/stop tylko w tego rodzaju aucie działa znoście. Gdy silnik gaśnie podczas postoju, a następnie uruchamia się przy ruszaniu nie słychać ciągłego kręcenia rozrusznikiem. Czemu? Bo tu go po prostu nie ma. Silnik „zaskakuje” od razu. Przy niskich prędkościach pracuje tylko silnik elektryczny – przy podjeżdżaniu w korku lub przemykaniu się po osiedlowych parkingach. jednostka spalinowa pozostaje wyłączona – to przynosi faktyczne oszczędności paliwa. Przy mocniejszym wciśnięciu gazu od razu włącza się jednostka spalinowa. Miejska jazda i żonglowanie napędami pozwala na realne oszczędności paliwa. Rzadko kiedy korzysta się tu z wysokich obrotów, a więc niedogodności związane z bezstopniową skrzynia nie są już tak dokuczliwe jak w trasie. Jeśli ktoś jeździ głównie z mieście – warto wybrać wersję hybrydową. Jeśli przede wszystkim poza nim – lepiej sięgnąć po benzynową odmianę IS 250.
Przy tej całej ekologicznej zabawie IS-owi nowej generacji nie brakuje atrakcyjnej, drapieżnej stylizacji. Na zewnątrz podkreślanej przez wąskie przednie reflektory i ledowe światła do jazdy dziennej w kształcie litery „L” oraz świetnie wyglądające tylne lampy, nawiązujące kształtem do logo producenta. W efekcie IS jest jednym z najbardziej dynamicznie wystylizowanych aut w segmentu D i zdecydowanie bliżej mu do charakteru BMW serii 3 niż stonowanej elegancji Mercedesa klasy C. Do tego bardzo porządnie jeździ i daje sporo frajdy, mimo hybrydowego napędu. Okazuje się, że hybryda i przyjemność z jazdy nie są hasłami, które wzajemnie się wykluczają. Przykładem na to nie musi być tylko Porsche 918 Spyder.
Michał Karczewski, fot. autora, marzec 2015