W ostatnich latach samochody stały się bardzo podobne do siebie. Coraz trudniej znaleźć taki, który wyróżnia się z tłumu. Nie dość, że producenci są wtórni w pomysłach stylistycznych, to wciąż prześcigają się w elektronicznych gadżetach. Auta tracą mechaniczny urok. Te wszystkie elektroniczne bajery nie są widoczne na pierwszy rzut oka. A co z wyglądem?
Tu jest jeszcze trudniej. Gdy patrzę na niektóre nowe samochody z daleka, mam problem z odróżnieniem marki. Każdy kolejny model jest bardzo podobny do innego. Ale obecnie to nie tylko podobne detale, a wręcz stylistyczne bliźniaki. W tym ataku klonów wyróżnia się Peugeot. Wprawdzie duże liftbacki o linii coupe to nie oryginalna kategorią. Ale nadal dość rzadką i zarezerwowaną głównie dla segmentu premium. Myśląc o takich autach mam przed oczami BMW serii 4 Gran Coupe i Audi A5 Sportback. Podobnym kierunkiem podąża jeszcze Insignia. Ale żadnego z tych aut nie da się pomylić z 508. Widać, że wszystko podporządkowano w nim stylistyce. Masywne drzwi bez ramek i nisko poprowadzoną linię dachu, mocno opadającą ku tyłowi. Dla wsiadających na tylną kanapę to ryzyko guza. Sam nabiłem sobie jednego. Ale dla tej stylistyki mógłbym jeszcze kilka kolejnych.
Nowe 508 to stylistyczna rewolucja w stosunku do poprzednika. Ale nie tylko stylistyczna. Zupełnie inne są wrażenia z jazdy. Poprzedni model był komfortową limuzyną, która najbardziej lubiła jeździć na wprost. Obecnie Peugeot stawia na sportowy charakter swojego flagowego modelu. Jest pod tym względem konsekwentny. Drapieżna stylistyka przypomina mi Alfe 159. Auto, które debiutowało ponad dekadę temu, ale do dziś wygląda świetnie. Myślę, że podobnie będzie z tym Peugeotem. Wskakuje do środka i widzę kosmiczny kokpit. Na początku trudno mi się przekonać do jego obsługi. Jest nafaszerowany modną elektroniką. Przed oczami kierowcy znajduje się ekran zastępujący tradycyjne zegary. Obok niego, w centralnej części deski rozdzielczej, drugi, znacznie większy, obsługujący system audio, wentylację wnętrza oraz nawigację. Ja wole tradycyjne przełączniki. Niestety mało kto je dziś oferuje. Taka jest obecnie moda, wiec francuski producent po prostu dobrze się w nią wpisuje. Obsługa wymaga przyzwyczajenia, ale po kilku dniach przestaje być kłopotliwa. Jednak dla mnie najważniejsze jest to jak auto jeździ.
Zaskoczyło mnie przede wszystkim zawieszenie. W bardzo skuteczny sposób łączy w sobie cechy sportowe i komfortowe. Jest zestrojone ewidentnie sztywno, tak aby pasowało do charakteru auta, ale tłumienie nierówności jest jednocześnie niezwykle skuteczne. I powiedziałbym, prowadzone w taki przyjemny sposób. Czuć tę sztywność, ale jednocześnie dobre tłumienie. Bardzo mocny punkt tego auta. Podoba mi się także praca układu kierowniczego. Peugeot we wszystkich nowych modelach stosuje małe kierownice. Takie rozwiązanie wymaga dużej siły wspomagania podczas manewrów na parkingu i przy niewielkich prędkościach oraz znacznie mniejszej przy szybkiej jedzie. I tutaj tę progresję układu udało się dopracować bardzo dobrze.
Do pełni wizerunku dynamicznego auta potrzebny jest jeszcze mocny silnik. Pod maską testowanego egzemplarza zastosowano rozwiązanie, które łączy dobre osiągi z rozsądnym spalaniem. Dwulitrowy turbodiesel o mocy 160 koni mechanicznych. To dobry kompromis, choć dla fanów sportowych wrażeń jest jeszcze mocniejsza, 225-konna jednostka benzynowa. Dla mnie moc oferowana przez testowanego ropniaka jest wystarczają. Nie brakuje jej ani w mieście, ani na trasie.
Jeśli kupujesz auta oczami, na pewno nie przejdziesz obok 508-ki obojętnie. Na szczęście obietnice, które składa stylistyka tego auta nie pozostają bez pokrycia i wrażenia z jazdy są równie dobre. Szkoda jedynie, że cena nowego modelu jest tak wysoka. Gdyby wóz był tańszy, częściej można byłoby spotkać go na naszych drogach, a tak jest na chwilę obecną dość egzotycznym zjawiskiem. Z drugiej strony dla osób, które już jeżdżą tym modelem, to zaleta – mają oryginalny pojazd. Pozostali, aby dołączyć do grona użytkowników, muszą wydać co najmniej 125 tysięcy złotych. Taka jest podstawowa cena oryginalności.
Michał Karczewski, fot. autora