Swift Sport to wbrew pozorom bardzo uniwersalny wóz. Teraz ma pięciodrzwiowe, rodzinne nadwozie i turbodoładowany silnik.

Pierwsza z tych cech okazuje się spora zaleta, druga pozostawia niedosyt. Lubiłem charakterystykę dotychczasowych silników sportowej odmiany Swifta. wysokoobrotowe benzyniaki dawały masę frajdy. Tu frajda kończy się dla mnie zbyt szybko. Silnik sam w sobie jest bardzo udany – 1.4 turbo o mocy 140 koni mechanicznych. Świetnie sprawdza się w Vitarze, a co dopiero w miejskim aucie, które nie wazy nawet tony. Sprawia, ze Swift od samego początku chętnie rwie do przodu, ale odcięcie następuje nawet nieco przed czerwonym polem obrotomierza, które i tak zaczyna się tuz po przekroczeniu 6 tysięcy obrotów. Brakuje mi tez nieco więcej sportowego brzmienia. Jest ono lepsze niż w podstawowy Swifcie, ale nie ma tu charakterystycznych dla konkurentów strzałów z wydechu. Jeśli jednak spojrzysz na Swifta jako zloty środek pomiędzy rodzinnym i sportowym autem – cichy wydech będzie zaleta. Podobnie jak komfortowe zawieszenie. Znaleziono tu dobry  kompromis pomiędzy odpowiednim prowadzeniem a komfortem. Poprzednicy byli większymi purystami.

Swift sport okazuje się wiec autem, które ma wszystko to co jego podstawowa odmiana, plus dodatkowo lepszy silnik, lepsze prowadzenia i kilka ciekawych detali. W środku zastosowano inne fotele – są wygodne i mala porządne trzymanie boczne. Można by pokusić się jedynie o ich niższe zamocowanie lub zapewnienie szerszej regulacji. Jest dedykowany tej wersji obrotomierz z czerwonym tłem. Są czerwone elementy wykończenia. No i intensywnie żółty kolor, który nie wymaga dopłaty. Zabawnie wygląda taki Swift na parkingu pośród samych szarych, czarnych i białych aut. Widać go z daleka. Dla osób które chcą się wyróżnić to idealny rozwiązanie. Poza indywidualnymi cechami wersji sport, testowany Swift ma jest tak samo funkcjonalnym autem, jak wszystkie pozostałe odmiany. I to właśnie jego zaleta. Do tego mało pali, niezależnie od stylu jazdy. Możesz wiec spokojnie używać go na co dzień, bo nie wymaga żadnych wyrzeczeń, a w weekend ruszyć na tor. To naprawdę uniwersalny wóz.

Można żałować jedynie, że segment sportowych maluchów jest u nas tak mało popularny. Tego typu auta kierowane są do młodych ludzi, których w Polsce na nie nie stać. Z kolei ci który mogliby je nabyć, wybierają już auta większe, kompaktowe, w tej samej cenie. W mieście taki mały ścigant sprawdza się znakomicie. Tu nie liczy się prędkość maksymalna, ale dynamika i szybkość reakcji. Tu można nawet pokusić się o wypunktowanie zalet turbodoładowanego silnika, który dobrze „idzie dołem”. Przyda się także pięciodrzwiowe nadwozie. Na torze wolałbym jednak, wolnossące 1.6 z poprzednika, kręcące się do ponad 8 tysięcy obrotów na minutę. Ale konkurencji również odeszli od takich jednostek. Wygrała „ekologia”.

Michał Karczewski, fot. autora, marzec 2019