Renault nie ma łatwo ze swoim kompaktem. Rozpoznawalność modelu powoduje, że każda zmiana jest ryzykowna. Jeżeli nie spodoba się klientom – kłopot. Niemniej w przeszłości producent potrafił udowodnić, że nie boi się ryzyka. Tym razem jest inaczej.

Tym razem gruntowne zmiany nie były potrzebne. Choć aktualna generacja Megane jest na rynku już cztery lata, nadal wygląda atrakcyjnie. Wystarczy spojrzeć na nowe Clio. To wóz bardzo podobny stylistycznie, choć dostępny dopiero od roku. Po co jednak zmieniać to, co dobre. Producent postanowił przeprowadzić lifting swego kompakta, ale na tyle delikatny, aby nikogo nie zniechęcić. I tak z zewnątrz wersje po zmianach można rozpoznać głównie po nowych zderzakach i tylnych lampach. Więcej nowości zauważysz w środku. Przede wszystkim ekran w konsoli centralnej. Jego interfejs został dostosowany to tego, który znany jest z Clio, a zatem jest o wiele bardziej czytelny i przyjemny w użytkowaniu. Podoba mi się, że nie zdecydowano się na zmianę kokpitu i doklejenie nowego wyświetlacza. Wykorzystano dotychczasowy układ, gdzie ekran wkomponowany jest w centralną część deski rozdzielczej.

Zmianie uległy pokrętła sterowania dwustrefową klimą. Obecnie wyświetlają zadaną temperaturę. Całe szczęście, że do obsługi pozostawiono też fizyczne przyciski, natomiast również funkcje wywoływane za pomocą ekranu są czytelne. Interfejs, który Renault wprowadza do swoich kolejnych modeli, jest jednym z najbardziej intuicyjnych i przyjaznych w obsłudze. Przy okazji liftingu zmieniono zestaw zegarów. Obecnie poziom paliwa i temperatura silnika wyświetlane są elektronicznie. Dotychczas te parametry miały fizyczne zegary. Nowa jest także grafika.

Najbogatsza wersja Megane to R.S. Line. Lubię ją nie tylko za stylistykę, ale także za elementy wnętrza. Wprawdzie podobają mi się spojlery, dwie końcówki układu wydechowego i 18-calowe alufelgi, ale przede wszystkim doceniam fotele. W tej odmianie mają lepsze trzymanie boczne oraz opcjonalne wykończenie z alcantary. Materiał jest przyjemny w dotyku i nie tak śliski jak ekologiczna skóra. Zastosowano go zarówno na przednich fotelach, jak i tylnej kanapie. Ilość miejsca? Wystarczająca. Z przodu nikomu nie powinno go zabraknąć. Z tyłu jest wygodnie, pod warunkiem, że przednie fotele nie zostały odsunięte do końca.

Do stylistyki R.S. Line pasuje 160-konny turbobenzyniak. To najmocniejsza odmiana silnika o pojemności 1.3, dostępnego także w innych modelach producenta. Tylko w Megane ma on trzy wersje wersje mocy. Do przeniesienia napędu w najmocniejszej z nich służy siedmiobiegowy automat EDC. Wyłącznie. Jeśli wolisz ręczną skrzynię, musisz sięgnąć po słabszą, 140-konną odmianę tego silnika. W testowanym aucie mocy nie brakuje zarówno w mieście, jak i na trasie, ale aby poczuć w pełni możliwości auta, trzeba przestawić elektronikę (Multi-Sense) na ustawienia sportowe. Wtedy reakcje na gaz są takie, jakich oczekujesz po 160-konnym kompakcie. Minusem jest dla mnie jedynie sztuczny, basowy dźwięk silnika, wydobywający się z głośników sygnowanych marką Bose. Na szczęście można go wyłączyć.

Megane po liftingu nie zniechęci do siebie nikogo, kto lubił dotychczas ten model. Wóz nadal wygląda świeżo i atrakcyjnie. Szczególnie w odmianie R.S Line, czerwonym kolorze i na efektownych alufelgach, o opcjonalnym wzorze. Sam sięgnąłbym jednak po nieco słabszą, 140-konną wersję. Powód to manualna skrzynia. Automat EDC zmienia biegi płynnie i zyska wielu zwolenników, ale ja wolę ręczne skrzynie. Czuję, że mam wtedy większą kontrolę na autem. Sąsiad, patrząc na wóz z zewnątrz, i tak nie zauważy różnicy.

Michał Karczewski, fot. autora, listopad 2020