Dawniej Alfa sypała nowymi modelami aut, jak z rękawa. Każdy z nich budził emocje wśród fanów motoryzacji. Obecnie premiery u włoskiego producenta są niezwykle rzadkie, w ofercie znajdują się jedynie dwa modele – Giulia i Stelvio.

Oba auta budzą emocje. Zdecydowanie lepiej sprzedaje się Stelvio, gdyż trwa bum na SUV-y. Ja z kolei wolę sportowe limuzyny. Dlatego chętnie przyglądam się ciemnoczerwonej Giulii. Taki kolor świetnie pasuje do aut tej marki. Dawniej mówiło się, że Alfa musi być czerwona. Choć wóz jest na rynku już kilka lat, jego wygląd zupełnie nie zdążył się znudzić. W związku z tym podczas niedawnego liftingu wystarczyło zmienić jedynie detale i to głównie dotyczące wnętrza.

Zanim jednak do niego zajrzę, szybki rzut oka pod maskę. Niewiele tam widać, gdyż silnik skrywany jest przez wielką plastikową osłonę. Jednak wystarczy nacisnąć umieszczony na kierownicy przycisk startera, żeby zorientować się, że jest to diesel. Jednostka o pojemności 2.2 litra dostępna jest w dwóch wariantach mocy – 190 i 210 koni mechanicznych. Testowane auto dysponuje mocniejszą z nich. Do przeniesienia napędu służy 8-biegowy automat. Podoba mi się to połączenie, ze względu na tryb manualny skrzyni. Za kierownicą umieszczona wielkie, metalowe łopatki do zmiany biegów. To rozwiązanie przypomina Maserati. Podczas codziennej jazdy ich umiejscowienie wymaga przyzwyczajenia, bo sięganie do dźwigni kierunkowskazów, czy wycieraczek, wymaga innego niż zwykle ułożenia dłoni. Natomiast gdy już przestawisz selektor skrzyni na tryb manualny, łopatki ukazują się wyjątkowo wygodne. W tym trybie automat nie zmienia biegów za ciebie. To częsta bolączka takich rozwiązań w innych markach. Co z tego, że wybieram tryb manualny, skoro brak zmiany biegu „na czas”, powoduje, że komputer zrobi to sam. Alfa zostawia to wyłącznie kierowcy.

Diesel rządzi się swoimi prawami. Przyjemność z jazdy poczujesz wtedy, gdy będziesz efektywnie korzystał z momentu obrotowego. Jego maksymalna wartość – 470 Nm – dostępna jest poniżej 2000 obr/min. I choć po przekroczeniu tej granicy, auto nadal przyjemnie wyrywa do przodu, trzeba pamiętasz o częstych zmianach biegów. W efekcie auto odpłaci się przyspieszeniem do setki poniżej 7 sekund i niskim spalaniem – w teście wyniosło ono średnio 7,6 litra na setkę. Cena to głośna praca silnika wysokoprężnego i pod tym względem do wizerunku Alfy zdecydowanie bardziej pasuje mi benzynowe 2.0, ale ten mankament można łatwo zatuszować korzystając ze zestawu audio firmy Harman/Kardon. Gra przyjemnie i czysto, ma wyraźnie podkreślone basy, tak jak lubię. Chętnie korzystam z aplikacji do streamingu muzyki. Za sprawą nowego systemu multimedialnego, który trafił do Giulii przy okazji liftingu, nie ma z tym problemu. Łączenie sparowanego sprzętu po uruchomieniu auta mogłoby jedynie być realizowane szybciej.

Alfy słyną z dobrego prowadzenia i Giulia nie odbiega od tej tradycji. Podoba mi się bezpośredni układ kierowniczy i sprężyste zawieszenie, które jest wystarczająco sztywne do szybkiej jazdy, ale jednocześnie na tyle komfortowe, aby pasażerowie komentowali ze zdziwieniem, że po tak wyglądającym aucie spodziewali się zdecydowanie mniejszego komfortu. Ja doceniam pozycję za kierownicą i mięsiste fotele z odpowiednim podparciem ud i skórzaną tapicerką. Z prawdziwej, a nie ekologicznej skóry. Całe szczęście, że Giulia nadal dostępna jest z normalnymi silnikami. Żadnych trzech cylindrów, żadnych hybryd, nie mówiąc już o wersjach elektrycznych. Doceniam i szanuję. Szczególnie, że na pohybel ekologom wóz dostępny jest nie tylko z mocnymi benzyniakami i dieslami, ale także jako Quadrifoglio o mocy 510 koni mechanicznych, a ostatnio nawet jako supersportowe GTA. W tej sytuacji w ogóle nie przeszkadza mi, że pod maską testowanego egzemplarza pracuje diesel. Wręcz przeciwnie. Miałem z jazdy tym autem sporą frajdę, a przecież to w Alfie zawsze było najważniejsze.