Wymarły gatunek – Ford Mustang 5.0 GT

Być może będzie tak, że Mustang zniknie z Europy. Mówi się, że auto ma paść ofiarą rygorystycznych, unijnych przepisów dotyczących ekologii.

Wóz sprzedaje się znakomicie i Ford ma z nim problem. Musi płacić spore kary wynikające z emisji dwutlenku węgla. Silniki tego modelu stanowią najwyraźniej spory udział emisji, wśród wszystkich modeli w gamie. Już niebawem może się okazać, że wielki powrót Mustanga do Europy dobiegnie końca. Osoby zainteresowane tym modele znowu będą musiały posiłkować się prywatnym importem. Szkoda, bo ten wóz to nie tylko legenda. W swojej obecnej generacji to również niezwykle skuteczne sportowe auto. Skupiające uwagę, ale broniące się także dobry prowadzeniem.

Tę bolączkę poprzednich generacji Fordowi udało się wyeliminować kilka lat temu. Przedliftowa wersja aktualnej odmiany Mustanga prowadziła się wreszcie nie tylko do przodu, ale także w zakrętach. W efekcie auto zaczęło dawać masę frajdy z jazdy, ale także poczucie bezpieczeństwa mniej doświadczonym kierowcom. Nie znaczy to jednak, że można z nim igrać. Szczegolnie, gdy pod maską pracuje 450-konne, pięciolitrowe V8. Silnik, który w obecnych czasach w ogóle nie powinien istnieć. Wspaniały, wolnossący, nastawiony na dawanie frajdy purystom, a nie puszczanie oka w kierunku ekologów.

Uwielbiam tę przewidywalną charakterystykę pracy. Żadnej narowistości i zaskoczenia jakie wiąże się z turbosprężarka. Tu wrażenia tworzy pojemność i wynikający z niej moment obrotowy. Potężne 529 Nm. W efekcie osiągów nie brakuje nigdy. Niezależnie od obrotów i prędkości. Wciskasz gaz i odjeżdżasz niczym wystrzelony z katapulty. Niesamowicie przyjemna jest ta elastyczność. Podoba mi się też, że do przeniesienia napędu użyto manualnej, sześciostopniowej skrzyni. W opcji jest wprawdzie 10-biegowy automat, ale to właśnie manualna przekładnia daje mi więcej frajdy. Szczegolnie, że drogi prowadzenia lewarka są krótkie i precyzyjne. Trzeba się jednak pilnować, bo przy mocnym wciśnięciu gazu, na mokrej nawierzchni, uciekający tył potrafi zaskoczyć nawet doświadczonego kierowcę. Mimo włączonych elektronicznych kagańców.

Ale moment to nie wszystko. Pięciolitrowy silnik zyskał teraz większą moc. Obecnie ma 450 koni, czy niemal 30 więcej niż wcześniej. Doceniam prawdziwy rasowy dźwięk silnika. Momentami słychać wprawdzie, że jest dodatkowo podkręcany dźwiękiem z głośników (możliwość zmiany trybów jazdy), ale baza pozostaje prawdziwa. Użyto specjalnej puszki rezonansowej, która sprawia, że brzmienie jest głośne i niepowtarzalne. Słychać je zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Sąsiadom na pewno nie umknie fakt, że rano wyjeżdżasz do pracy.

Przy okazji liftingu zmieniono nie tylko elementy napędu Mustanga. Wóz zyskać nowy przód i wnętrze. Fanom sportowej jazdy spodoba się pozycja za kierownicą i wygodne fotele Recaro. Tradycyjne zegary zastąpiono elektronicznym wyświetlaczem. W tym przypadku wolałem poprzednie rozwiązanie. Lepiej korespondowało z historycznym charakterem modelu. Poprawiono za to wykończenie wnętrza – zarówno montaż, jak i użyte materiały. Mimo dodania sporej ilości nowoczesnych rozwiązań, Mustang nie stracił swojego historycznego charakteru. Do mnie to przemawia, szczególnie w jaskrawym żółtym kolorze wersji GT. To świetny sposób, aby zwrócić na siebie uwagę. Szkoda byłoby, gdy ten wóz zniknął z europejskiej oferty producenta.

Michał Karczewski, fot. autora, styczeń 2020