Największe emocje budzą kolejne generacje popularnych modeli. Golf, Focus, Astra – na każde większe zmiany w tych autach czeka się z wypiekami na twarzy. Podobnie jest z Renault Megane – jednym z symboli klasy aut kompaktowych.

Renault przyzwyczaiło mnie do tego, że każda kolejna generacja Megane jest inna od poprzedniej. Tu nie ma miejsca na filozofie Golfa, gdzie zmiany techniczne są spore, ale stylistyczne niewielkie. Ktoś kto był fanem drugiej generacji Megane, na czwartą może nawet nie spojrzeć. Ci, którzy kochali pierwsza i trzecią, zerkną z zaciekawieniem. A ja choć naprawdę byłem fanem jedynie pierwszej generacji tego modelu, na najnowszą patrzę z zachwytem. Jestem pewien, że styliści, którzy pracowali nad wyglądem Talismana, a teraz Megane, to obecnie najlepiej wynagradzana grupa zawodowa w samochodowym światku. Dla mnie Megane w wersji hatchback to piękny wóz.

Za sprawą wyglądu jestem w stanie przymknąć oko nawet na to, co w Megane zupełnie mi się nie podoba. Ogromny, 8,7 calowy ekran w konsoli centralnej, zamiast tradycyjnych przełączników. Wygląda świetnie, ale obsługa w czasie jazdy to już nie to samo co zwykłe przyciski. Jestem w tym względzie tradycjonalistą. Rozumiem, że takie są rynkowe wymogi, ale to rozwiązanie wymaga przyzwyczajenia, a do tego jest jeszcze kwestia bezpieczeństwa. Obsługa w trakcie jazdy wymaga odwrócenia uwagi kierowcy. Poza tym elektroniczne zegary, identyczne z tymi zastosowanymi w Talismanie – ich wygląd, znowu rzecz gustu. Czytelność w porządku. Bezdyskusyjnie dobrze wykończono wnętrze. Materiały są miękkie i przyjemna dla oka. Twarda jest jedynie dolna część deski rozdzielczej, ale konkurencja wypada podobnie. Tam gdzie kierowca ma kontakt z plastikami kokpitu, jest bardzo dobrze.

Do napędu „Meganki” użyto 130-konnego turbobenzyniaka o pojemności 1.2 litra. To optymalne rozwiązanie do codziennej jazdy. Jest wystarczająco dynamiczny w mieście, ale radzi sobie także w trasie i to z czterema osobami na pokładzie. Wybrałem ten silnik do testu świadomie, bo to najmocniejszy benzyniak, jaki dostępny jest z manualną skrzynią biegów. Topowa (na chwile obecną) wersja GT dostępna jest tylko z automatem. Szkoda, że Renault nie oferuje już ręcznych skrzyń biegów w sportowych odmianach swoich aut (może zmieni się to przy okazji debiutu Megane RS?). Tęsknie chociażby za Twingo RS z wolnossącym benzyniakiem i manualem – tamten samochód był kwintesencją prawdziwej motoryzacji. To jednak temat na zupełnie inną opowieść. A tymczasem Megane, mimo mnogości elektronicznych bajerów, to świetny kompakt. Ale nawet gdyby tak nie było, kupiłbym je wyłącznie ze względu na wygląd.

Michał Karczewski, fot. autora, styczeń 2017