Citroën bawi się formą. To dobrze, bo takie są oczekiwania w stosunku do francuskich aut. Ciągoty, aby iść w kierunku niemieckich wozów, okazały się nie trafione. Ci którzy chcą kupić niemieckie auto nie potrzebują podróbki rodem znad Sekwany. Z kolei ci, którzy sięgają po francuskie wozy, chcieliby aby wyróżniały się stylizacją a nie były zimne, nudne i choć perfekcyjne, to do bólu uporządkowane.

Przykładem typowo francuskiego wozu jest Citroën C4 Grand Piccasso. Sporych gabarytów van, który potrafi zmieścić na pokładzie siedem osób i jest jedynym tak ciekawie wystylizowanym rodzinnym autem na rynku. To słuszny kierunek, bo wóz nawiązuje do tradycji francuskich aut, które wyróżniały się stylistyką oraz rozwiązaniami technicznymi. Dzisiaj techniczne rozwiązania, które zastosowano w C4 Picasso są już powszechnie znane, auto jest w końcu nafaszerowane elektroniką, ale nie jest pod tym względem przełomowe. Jedne z tych elektryczno-elektronicznych rozwiązań lubię, innych nie znoszę.

W mój gust i bolące plecy trafiają obszerne fotele z funkcją masażu. To świetne rozwiązanie podczas dalekich podróży. Siadasz wygodnie, do dyspozycji masz podłokietnik, a plecy w odcinku lędźwiowym ugniatane są przyjemnie przesuwającym się wałkiem. Jadąc w długą podróż często czuje się znudzony monotonią drogi. Z pomocą przychodzi zmienna grafika dużego centralnego ekranu, na którym wyświetlane są zegary, wskazania komputera pokładowego czy nawigacji. Możesz patrzeć na okrągłe zegary, albo kwadraty w klimacie retro. Możesz też zostawić jedynie prędkościomierz, a resztę wskaźników zastąpić fotografią przyrody, rodem z niewielkiej, ale przytulnej chatki w górach.

Natomiast rozwiązanie, które najbardziej mnie zaskoczyło, bo w innych autach go nie znoszę, jest system start/stop wyłączający silnik na postoju. W sumie taka „ochrona przyrody”  pasuje do tych landszaftów wyświetlanych na ekranie i gotów jestem zaraz dojść do wniosku, że to idealny wóz dla rodziny ekologów, ale tutejszy system działa trochę jak w aucie hybrydowym. Gdy jedziesz z niewielką prędkością – powiedzmy dojeżdżasz do świateł – i wrzucisz bieg jałowy, silnik już wtedy jest wyłączany. Toczysz się bezszelestnie. Wystarczy jednak lekkie dotniecie pedału sprzęgła i jednostka natychmiast włącza się ponownie.

Takie rozwiązanie zwane jest zresztą w grupie PSA technologią microhybrydową i równie świetnie działa w pozostałych modelach koncernu. Z systemem start/stop zawsze mam ten problem, że przy ruszaniu działa nieprzewidywalnie. Uruchamia silnik zbyt wolno – gdy wszyscy dawno już odjechali – w dodatku większość samochodów aż wzdryga się na sama myśl o nim wyraźnie manifestując to dreszczem przy każdym odpalaniu. Citroën nie ma tych wszystkich minusów – uruchamianie silnika odbywa się na tyle delikatnie, że praktycznie nie jest odczuwalne dla kierowcy.

Ale jest w tym słoiku miodu łyżka dziegciu. C4 dostępnej jest ze skrzynią manualną lub automatyczną. Tę drugą miałem okazję testować przy okazji spotkania z „krótką” wersją Picasso. Nie miałem zarzutów – skrzynia nie jest szybka, ale zmienia biegi płynnie i w tego rodzaju spokojnie usposobionym minivanie wystarczy. Ale manualna przekładnia to rozczarowanie – biegi wchodzą ciężko, z nieprzyjemnym haczeniem – nie jest to na pewno skrzynia biegów, która chciałbym używać przez resztą życia, tym bardziej, że sprzęgło pracuje niewiarygodnie wręcz ciężko. W nowym aucie nie powinno to wyglądać w ten sposób. To męczące, zwłaszcza w korkach. Kupując Picasso koniecznie wybierz automat.

Michał Karczewski, fot. autora, listopad 2016