Napęd na cztery koła od dawna nie jest już jedynie domeną aut terenowych. Te są zresztą w odwrocie – ostatnie niedobitki to albo spartańskie wozy, nie nadające się do codziennej eksploatacji, albo drogie limuzyny.

Środkową, najbardziej pokaźną część sceny zajęły SUV-y, które tylko wyglądają terenowo. Część z nich ma wprawdzie napęd na cztery koła i zdarza się, że nawet niezłe predyspozycje terenowe, ale i tak w większości sprzedawana są z napędem na jedną oś. Słowem terenowy wygląd się podoba, ale jazda w terenie już nie. Co jednak w przypadku, gdy rozumiesz sens napędu na cztery koła, ale nie lubisz SUV-ów? Możesz sięgnąć po kombi z napędem na obie osie.

Weźmy Seata Leona ST. To wszechstronny, kompaktowy wóz, który daje sporo frajdy z jazdy. Techniczny bliźniak VW Golfa i Skody Octavii, który trafi do osób ceniących sobie dynamiczną stylizację. Nie jest ona tu tylko zapowiedzą bez pokrycia, bo auto ma również sportową charakterystykę podwozia i układu kierowniczego. Podobają mi się szybkie reakcje samochodu na ruchy kierownicą i spora precyzja prowadzenia. Nie narzekam na sztywno zestrojone podwozie – dzięki temu rodzinny Seat pewnie prowadzi się w zakrętach, zachęcając do pokonywania kolejnych i kolejnych. Ale najbardziej doceniam napęd na cztery koła.

W Seacie nazywa się 4Drive i jest realizowany za pomocą sprzęgła Haldex V generacji. Moment obrotowy przekazywany jest na przednia oś, a w razie jej uślizgu część siły napędowej trafia także na tył. Do tego elektroniczna szpera XDS, która przyhamowuje koło znajdujące się po wewnętrznej łuku. Dzięki takiemu zestawowi system ESP interweniuje niezwykle rzadko, a normą jest niezwykle dobra przyczepność Leona w szybko pokonywanych zakrętach. Również na mokrej nawierzchni. Jest to zresztą powód, dla którego cenie sobie napęd na cztery koła nie tylko w SUV-ach. Przy słabych warunkach pogodowych lub na nawierzchniach o kiepskiej przyczepności sprawdza się w każdym aucie.

Poza kompletnym podwoziem i napędem w Leonie ST podoba mi się jeszcze wyposażenie sygnowane logiem FR. Dopełnia całości wizerunku dynamicznego kombi, mającego dawać frajdę z jazdy kierowcy, który zupełnie przy okazji zgarnie na pokład rodzinę, psa i sporo bagażu. Dawniej skrót FR oznaczał Formula Racing, niektórzy żartowali, że to Family Racing, co w przypadku testowanego wozu nawet pasuje. Skrót zarezerwowany do najmocniejszych odmian, wszedł do gamy jako normalny pakiet wyposażenia. Wybieram go bez wahania, bo zawiera między innymi usztywnione nadwozie, sportowe fotele (wykonane z alkantary i skóry ekologicznej) oraz system czterech profili jazdy – od ekonomicznych do sportowych – które zmieniają siłę wspomagania układu kierowniczego, reakcję silnika na gaz, czy kolorystykę podświetlenia wnętrza. Takie dynamiczne ujęcie rodzinne kompakta z napędem na cztery koła bardzo mi odpowiada.

Michał Karczewski, fot. autora, lipiec 2016