Diesel w miejskim samochodzie? Głupota. Tym bardziej, jeśli producent ma w ofercie male turbobenzyniaki. Ale nie w tym przypadku – lubię silniki dCi nawet w miejskich autach spod znaku Renault.

Przede wszystkim dlatego, że maja świetną kulturę pracy. Są ciche. Bardzo mało palą, a jednocześnie zapewniają niezłą dynamikę. Tak samo jest w przypadku, gdy turbodiesel z rodziny dCi pracuje pod maską Clio. Pozornie zupełnie do siebie nie pasują. Miejskie auto to z reguły małe dystanse, wykluczające ekonomiczny sens zakupu ropniaka. Ale nie samą ekonomią człowiek żyje. Warto wybrać tę wersję tylko po to, aby jeździć francuskim dieslem. Wolę – cichutki w tym przypadku – klekot, niż pracę trzycylindrowego benzyniaka. Cały czas jest to jednak rozwiązanie, po które prędzej sięgną firmy niż prywatni użytkownicy. Ale w tym przypadku jest jeszcze jeden argument, który sprawia ze ten wóz kompletnie nie pasuje do flotowej oferty. Wersja GT Line.

Sportowy pakiet, w który zaopatrzone jest Clio, obejmuje zewnętrzną stylizację i kilka zmian w środku. Z zewnątrz zmieniono zderzaki, dorzucono spojlery i efektowne, 17-calowe alufelgi. Krzyczą tylko bębnowe hamulce. W środku zmieniono to co najważniejsze – fotele. Są sportowe, z wydatnymi, sztywnymi burtami. Dobrze trzymają ciało w zakrętach. Jest też zmieniona kierownica, okrągła kulka wieńcząca lewarek zmiany biegów i metalowe nakładki na pedały. To wszystko nadaje sportowe sznytu, ale nie wygląda śmiesznie, czy karykaturalnie. Nie jest wciśnięte na siłę. Sprawa za to, że wersja GT Line przypomina sporo droższe R.S. W dodatku nie ma nigdzie emblematu informującego, że pod maska pracuje diesel. Dopóki wiec twój sąsiad nie usłyszy jak odpalasz swoja „renówkę” w chłodny poranek, nigdy nie domyśli się, że wybrałeś oszczędnego ropniaka, zamiast dużej i paliwożernej benzyny.

Mnie ta wersja Clio przekonuje. Jest nie tyle alternatywą dla odmiany z trzycylindrowym benzyniakiem, ale raczej tańszą alternatywą dla topowego sportowca. Ciekawym uzupełnieniem oferty. Tyle, że nastawionym na tych, którzy lubią dCi. Jeśli do nich nie należysz – nic straconego. Zamiast studziesięciokonnego diesla, pakiet GT Line dostępny jest także w parze ze studwudziestokonną benzyną – silnikiem czterocylindrowym, a wiec pozbawionym drgawek będących cecha charakterystyczna trzycylindowców.  Ja na przekór wybrałbym jednak diesla.

Michał Karczewski, fot. autora, wrzesień 2017