Ten wóz to prawdziwe Kamikadze. Nigdy nie sądziłem, że ocenię w ten sposób luksusową limuzyną. W niepowołanych rękach może zaskoczyć, a czasem nastraszyć. Potężna masa, mocarny silnik, bajecznie miękkie zawieszenie. Dziś wziąłem to auto na wieczór. Szef nie miał nic przeciwko. W końcu jutro o świcie pilny wyjazd do Krakowa.

Wygląda to wszytko emocjonująco. Dotąd emocje kojarzyły mi się tylko ze sportowymi autami. A teraz czuję to samo na widok ponad pięciometrowej limuzyny. Nie dziwię się, że szef lubi nią jeździć w dalekie trasy. Tylna kanapa zapewnia rewelacyjny komfort dwóm osobom. Dlaczego tylko dwóm? Bo w podłokietniku, który trzeci pasażer zakrywałby plecami, mieści się centrum dowodzenia – potężny panel służący do ustawień dwóch tylnych foteli, regulacji temperatury, zmiany parametrów audio, czy wysuwania z podsufitki ekranu odtwarzacza płyt Blue Ray. Śmieszne, ale szef nie przepada za funkcją masażu w tylnym fotelu – mówi, że wydaje dźwięki jak wibrator jego żony. Pytanie tylko czy siadając na jego miejscu byłaby równie zadowolona.

Nieważne czy jadę z prędkością 50 km/h, czy 180 km/h – wciskam gaz i odjeżdżam z taką sama siłą. Powoduje to niesamowite wrażenia, budzi respekt, ale jednocześnie pokazuje jak dużą dozę bezpieczeństwa czynnego oferuje to auto. Każde wyprzedanie trwa moment. I niestety wszyscy chcą się ścigać. Niech im będzie, wciskam gaz do dechy, zostają w tyle. LS460 ze swoimi 6,3 sekundy do setki może stawać w szranki jedynie z autami sportowymi. Nie przeszkadza mi nawet , że bajecznie miękko zestrojone podwozie nijak ma się do tych osiągów i w szybko pokonywanych łukach mam wrażenie, że prowadzę balię pełną wody. W końcu nie jest to auto do sportowej jazdy. A zawieszenie LS-a, w kategorii limuzyn, to bez wątpienia światowa ekstraklasa. Nigdy nie jeździłem autem równie komfortowym. Ani przereklamowana hydropneumatyka zw współczesnego Citroena, ani ta z BMW, ani Airmatic z Mercedesa nie zapewniają poziomu komfortu jaki zapewnia LS.

Podoba mi się, że pod maską tego auta pracuje zupełnie niepoprawne, benzynowe V8 o pojemności 4,6 litra. Dziś taki silnik w ogóle nie powinien istnieć. W dobie downsizingu i małych turbobenzyniaków jest persona non grata. Dziwi tym bardziej znając ambicje Lexusa do bycia Eco (każdy model tej maki ma swój hybrydowy odpowiednik). Silnik jest jednak genialny – trzeba dać na tace, aby jak najdłużej mógł cieszyć odbiorców aut tej marki. Nie ma tu żadnych sztucznych generatorów dźwięku. Jest za to całkiem prawdziwe 493 Nm maksymalnego momentu przy 4100 obr./min. Spalanie? Chyba nikogo kto sięgnie po to auto nie będzie ono interesować.

Na liczniku kolejne kilometry. Rano jadę po szefa, ale z auta nie chce się wysiadać. Kanapowe, podgrzewane lub wentylowane fotele doskonale otuliłyby nawet najbardziej zasłużonego zjadacza hamburgerów, a co dopiero kogoś w europejskim formacie. Zastanawiam się czy lepiej być w tym aucie kierowcą, czy pasażerem. Po chwili namysłu sadzę, że jednak tym pierwszym. Poczucie przyjemności z jazdy tą balią na kołach o osiągach sportowego wozu jest ogromne. Za cenę tego modelu wybrałby pewnie auto stricte sportowe, ale gdybym był starszy…nie miałbym wątpliwości. Lexus to auto dla tych, którzy nie gonią za nowinkami, a cenią sobie tradycje podejście do limuzyn. Wszyscy konkurencji są nieco nowocześniejsi – S klasa w obecnej odsłonie jest na rynku znacznie krócej i ma więcej gadżetów. BMW serii 7 czeka na następce, ale nawet w obecnej generacji to auto o zupełnie innym charakterze, a Audi S8 jest bardziej sztywne i sportowe. Różnice w tych autach są znacznie bardziej wyczuwalne niż w innych segmentach. Jeśli cenisz mocarne V8 w starym stylu, a do tego rewelacyjny komfort – Lexus jest dla Ciebie.

Michał Karczewski, fot. Maciek Ramos, sierpień 2015